tag:blogger.com,1999:blog-11299598751366534692024-03-05T16:13:53.723+01:00Min vilja skeFreyjahttp://www.blogger.com/profile/10694801048476651060noreply@blogger.comBlogger3125tag:blogger.com,1999:blog-1129959875136653469.post-39069493053227000762014-11-08T19:33:00.000+01:002014-11-09T17:23:40.866+01:00Rozdział II<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-size: 18pt; line-height: 115%;">ROZDZIAŁ
II<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
13 września
1690<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Głośne
rżenie koni unosiło się w mroźnym, wczesnojesiennym poranku. Z pysków
zaprzęgniętych do niewielkiej kolaski zwierząt wydobywały się gęste obłoki
oddechów, podobnie jak z ust stojącej przed dworem niewielkiej grupki osób.
Nieliczni służący, na których pozwolić sobie jeszcze mogła rodzina Leijnsköldów,
wynosili właśnie z przedsionka ostatnie pakunki i ładowali je do pozbawionego
ozdób powozu. Nie było ich zbyt wiele – ot, jedna, sosnowa skrzynia wypełniona
ubraniami, komplet pościeli i kilka ksiąg oprawionych w poznaczoną śladami
wieloletniego używania skórę, będących pożegnalnym prezentem od guwernanta.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Czekające
na mrozie konie przebierały nerwowo kopytami i zarzucały łbami, pobrzękując przymocowanymi
do uprzęży dzwoneczkami. Nie przypominały w niczym wspaniałych ogierów, które Örjan
widywał na jarmarkach – ich wyleniała, pozbawiona owego majestatycznego lśnienia
sierść z trudem maskowała wystające spod cienkiej skóry kości. Na pierwszy rzut
oka widać było, że właściciel skąpił na utrzymanie zwierząt. Według filozofii
Vilhelma, zwierzęta powinny jeść tylko tyle, by być w stanie wykonywać swoje
obowiązki. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Gdy cały
skromny dobytek Örjana został już zapakowany, z wiszących na ciężkim, burzowym
niebie ołowianych chmur zaczął siąpić z początku drobny, lecz z każdą sekundą
przybierający na sile deszcz. Siwiuteńki woźnica w wypłowiałej liberii Leijnsköldów
rzucił się natychmiast stawiać wykonany z nawoskowanej skóry daszek.
Przypatrujący się jego zmaganiom Örjan nie mógł pohamować radosnego drżenia.
Jeszcze tego samego dnia opuści Solne i po raz pierwszy w życiu pozna smak
prawdziwej wolności, z daleka od stawianych przez ojca barier.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Co prawda,
matka próbowała mu już wytłumaczyć, że z pobytem na dworze królewskim łączyć
się będą liczne obowiązki, jednak owładnięty podsuwanymi przez wyobraźnię
obrazami nieznanych dotąd cudów, chłopak nie dopuszczał do siebie jej
ostrzeżeń. Zdawał sobie sprawę, że zostanie oddany na służbę jednemu z
mieszkających w pałacu lordów lecz, w przeciwieństwie do Johanny, nie widział w
tym żadnej trudności. Wprost przeciwnie – towarzyszenie wielkim panom w ich
licznych podróżach wydawało mu się bardzo ekscytujące. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Nadszedł w
końcu moment pożegnania, którego Örjan tak niecierpliwie wyglądał, a który jego
matka najchętniej odwlekałaby w nieskończoność. Chłopak rzucił ostatnie
spojrzenie na miejsce, w którym się wychowywał lub też raczej był poddawany
tresurze przez ojca. Wszystko wyglądało identycznie jak poprzedniego dnia, nic
nie wskazywało, że dwór miał zamiar zapaść się pod ziemię w momencie, w którym
kolaska zniknie za zakrętem gościńca. Choć na początku wydawało mu się, że
opuści Solnę bez cienia żalu, teraz, gdy w końcu nadszedł ów moment, poczuł
gdzieś w najgłębszym zakamarku serca, o którego istnieniu nie zdawał sobie
nawet sprawy, niewielki, kłujący okruch lodu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Z cichym
westchnieniem, wraz z którym ulotniła się z niego wcześniejsza radość
spowodowana wyjazdem, odwrócił się w stronę stojącej tuż obok matki. Po jego
opalonych od godzin spędzanych na świeżym powietrzu policzkach spłynęło kilka
kropel, które mogły być zarówno drobinkami deszczu, jak i słonymi łzami. Przez
chwilę spoglądał w twarz kobiety będącej dla niego przez te wszystkie lata
jedynym źródłem miłości i ciepła. Ze wszystkich sił starał się zapamiętać każdy
szczegół jej drobnej, pomarszczonej twarzy, każdy kosmyk opadających na ramiona
czarnych włosów… Oddałby wiele, by móc zabrać ze sobą wiszący w korytarzu dworu
portret matki, jednak nie musiał nawet pytać – doskonale wiedział, co
odpowiedziałby ojciec.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Mężczyzna
nie raczył się nawet pokazać. Wśród stojącej przed wejściem grupki byli wszyscy
służący, niektórzy nawet płakali nad wyjazdem młodego panicza, jednak zabrakło
Vilhelma. Nie przeszkadzało to jednak chłopakowi. Dzięki temu mógł opuścić Solnę
bez wysłuchania na odjezdnym kolejnej porcji cierpkich słów. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Zanim Örjan
zdążył coś powiedzieć lub zrobić, Johanna postąpiła krok w jego kierunku i
przycisnęła go do futrzanego płaszcza, który miała na sobie. Czując, jak całe
ciało kobiety drży od tłumionego łkania, chłopak odwzajemnił uścisk. Nie
potrzebowali żadnych słów, żeby się pożegnać. Powiedzieli sobie już wszystko,
co było do powiedzenia. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Nagłe
rżenie koni przywróciło oboje do rzeczywistości. Pochylając głowę, Johanna
pocałowała syna w czubek odsłoniętej głowy, po czym odsunęła go od siebie i
obdarzyła pocieszającym uśmiechem. Wpatrzony w jej zapłakaną twarz, chłopak nie
zauważył kolejnej postaci, która nagle pojawiła się w drzwiach dworu i,
ostrożnie stawiając kroki, ruszyła w jego kierunku. Dopiero szorstkie
szarpnięcie za ramię zwróciło jego uwagę. Zaskoczony, odwrócił się do tyłu,
pewny, że zobaczy tam ojca. Przygotowując się na konfrontację z mężczyzną,
wyprostował dumnie plecy i przywdział na twarz maskę obojętności.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Ku swemu
ogromnemu zdziwieniu, zamiast z patriarchą, stanął oko w oko z przygarbioną
kobietą, niemal ginącą pod licznymi warstwami odzieży. Drżąca dłoń babki
przesunęła się z jego ramienia w kierunku twarzy i niezdarnie, jakby Sigrid nie
do końca wiedziała jak powinna się zachować, poklepała go w policzek.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Mój syn
zawsze był w gorącej wodzie kąpany… Gdyby żył twój dziadek! Już on nauczyłby go
moresu… Wygnać jedynego dziedzica! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
W
zadziwiająco mocnym jak na jej wiek głosie kobiety pobrzmiewało coś, czego Örjan
nigdy u niej nie słyszał – współczucie. A może tylko mu się wydawało? Odkąd
pamiętał, w większości sytuacji babka stawała po stronie ojca, od czasu do
czasu dorzucając własne, krytyczne uwagi pod adresem wnuka… Nigdy nie
podejrzewał jej o choć cień sympatii w stosunku do swojej osoby i teraz, gdy
okazała mu odrobinę uczucia, zupełnie nie wiedział jak się zachować. Poczuł
tylko gwałtowną falę wyrzutów sumienia za wszystkie psoty, które jej wyrządził.
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Jesteś
Leijnsköldem. Zachowuj się jak taki. – Spojrzenie Sigrid stwardniało, a oczy
zwęziły się w dobrze znane Örjanowi szparki. – Nie przynieś nam wstydu,
młodzieńcze! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Uśmiechając
się szeroko, chłopak rzucił się babce na szyję, nie zważając na jej pełne protestu
sapnięcia. Początkowo staruszka próbowała go odepchnąć, jednak w końcu
zaprzestała walki i niepewnie poklepała wnuka po plecach. Gdy ten wciąż nie
chciał jej wypuścić z uścisku, sięgnęła swoimi stalowymi palcami w kierunku
jego ucha. Dopiero wtedy Örjan ją uwolnił, odskakując z cichym syknięciem bólu.
Na potrzeby kobiety zrobił urażoną minę i potarł ogniście czerwoną małżowinę.
Zrobił to jednak tylko i wyłącznie z przyzwyczajenia – Sigrid nie włożyła w
wymierzenie kary zbyt dużo siły. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Podeszła do
niego matka i położyła mu dłoń na ramieniu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Już czas.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Jej głos
był silny i czysty, zupełnie jakby nie chciała pokazać przed synem jak bardzo
cierpi z powodu jego wyjazdu. Wszystko jednak było aż nazbyt widoczne w jej
podkrążonych, zaczerwienionych oczach – z pewnością spędziła bezsenną noc na
rozpaczaniu i próbach przekonania męża do zmiany decyzji. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Skinąwszy
głową, Örjan dał się poprowadzić w kierunku kolaski, przy której usłużny
woźnica pracował już nad opuszczeniem schodków. Korzystając z jego pomocy, chłopak
postawił stopę na pierwszym stopniu i, przytrzymując się przytwierdzonej do
burty powozu barierki, wszedł do środka. Wnętrze pojazdu obite było czerwoną
skórą wypchaną końskim włosiem, w wielu miejscach pękającą lub zacerowaną mocnym
szpagatem. Przetarte siedzenia, niczym żołnierze-weterani poznaczeni budzącymi
respekt bliznami, nosiły na sobie liczne ślady wieloletniego używania. Podobnie
jak konie, powóz był dla patriarchy rodu jedynie użytecznym narzędziem, nie
dość jednak ważnym, by wykładać pieniądze na jego utrzymanie. Tylko kunsztownie
wymalowany na drzwiczkach emblemat Leijnsköldów był regularnie odnawiany i
pysznił się świeżością barw, krzykliwie odbijającą się na tle poszarzałego od
niepogody drewna.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Zająwszy
miejsce tuż przy oknie, które wybrał, wybiegając myślami w przód, z uwagi na
czekające go wspaniałe widoki oferowane przez stolicę, Örjan wychylił się do
przodu i po raz ostatni wciągnął w płuca znajome powietrze. Przymknął na chwilę
oczy starając się zapamiętać ów charakterystyczny dla Solny żywiczny aromat
dochodzący z rosnącego kilkanaście kroków za dworkiem sosnowego lasu. Wraz z
zapachem mokrego igliwia i lepkiej woni drzewnego soku, w nozdrza uderzył go
mocny odór świeżego, końskiego nawozu, który odrobinę psuł całą kompozycję. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Usłyszał
suchy trzask bata, który nieprzyjemnie skojarzył mu się z ojcowską dyscypliną i
poczuł jak wzbiera w nim gniew na woźnicę. Miał zamiar zaprotestować,
powiedzieć coś, co skłoniłoby mężczyznę do łagodniejszego traktowania zwierząt,
jednak ku swemu zdziwieniu stwierdził, że jakaś niewidzialna ręka ściska go za
gardło, uniemożliwiając wydobycie z niego głosu. Jednocześnie ogarnęło go
przygnębiające uczucie pustki, jakby opuszczając Solnę zostawił w dworku coś
niezwykle cennego, niemożliwego do zastąpienia, jednak było już za późno,aby
zawrócić. Podobne uczucie ogarnęło go dotąd tylko raz.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Gdy był
kilka lat młodszy, do leżącej w sąsiedztwie siedziby Leijnsköldów wsi
przybłąkała się nie wiadomo skąd ciężarna suka, którą chłopi przygarnęli i
pomimo tego, iż sami prowadzili niezwykle skromne życie, odkarmili wychudzone
zwierzę, dając mu dach nad głową i troskliwą opiekę. Wkrótce czworonóg stał się
ulubieńcem wszystkich okolicznych dzieci, wśród których był również i Örjan.
Niedługo po tym na świat przyszła niewielka gromadka bezwłosych, popiskujących
żałośnie młodych. W tajemnicy przed ojcem, chłopak przyniósł jednego szczeniaka
do dworu i ukrył go pod łóżkiem swego pokoju. Był wówczas zbyt mały, by móc
pomyśleć o lepszym schronieniu…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Nie trzeba
było dużo czasu żeby patriarcha odkrył czworonoga. Pomimo błagań i przelanych
przez syna łez, Vilhelm złapał wijącego się bezradnie psa i, nakazując Örjanowi
zostać w sypialni, wyszedł na zewnątrz. Po kilkunastu minutach zawołał młodego
dziedzica na zewnątrz i bez słowa wyjaśnienia wręczył mu łopatę. Poprowadził go
kilka kroków w las, gdzie pośród zielonego dywanu mchu skropionego plamami
ciemnej czerwieni, leżało nieruchome ciało szczeniaka, roztrzaskane o jeden z
porozrzucanych po całym zagajniku kamieni. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Kop!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Tylko tyle.
Żadnych wymówek, żadnego wytłumaczenia dla podobnego bestialstwa… Proste,
wypowiedziane nieznoszącym sprzeciwu tonem polecenie. Będąc zbyt przerażonym
widokiem martwego pupila, wciąż nie do końca pojmując co się stało, chłopak
posłusznie wbił ciężką łopatę w podmokłą ziemię. Jego ruchy były sztywne i
niezręczne, zupełnie jakby ciało wykonywało polecenia umysłu, który, zbyt
wstrząśnięty tym co się stało, wolał odciąć się od okrutnej rzeczywistości niż
radzić sobie z jej konsekwencjami. W pewnym momencie, na kolejny, rzucony przez
ojca rozkaz, odłożył narzędzie i podniósł porośnięte krótką, popielatą sierścią
ciałko. Robiąc wszystko co było w jego mocy, by nie patrzeć na szeroko otwarte
w bólu, czy też przerażeniu oczy zwierzęcia, Örjan pospiesznie uklęknął przed
wykopaną przez siebie jamą i złożył w niej nieżywego szczeniaka. Dopiero wtedy
Vilhelm przemówił.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
–
Zapamiętaj tę lekcję, młodzieńcze. Życie człowieka to pasmo udręki i żalu. Nie
ma w nim miejsca na słabości, a tym właśnie jest miłość. Czyni mężczyznę
wrażliwym na ciosy. Jeśli chcesz coś osiągnąć, nie możesz ulegać jej zdradliwym
podszeptom. Pokochałeś tego kundla, czyż nie? Zdążyłeś się do niego przywiązać…
Wiedz, że wyświadczyłem ci dziś przysługę… Cierpiałbyś o wiele bardziej
opiekując się nim przez lata, patrząc jak dorasta i uczy się, by w końcu być
świadkiem jego śmierci…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Nie
pamiętał już zbyt dokładnie, ale jak przez mgłę przypominał sobie, że podczas
tej przemowy, po policzkach patriarchy spłynęło kilka gorzkich łez. A może były
to jego własne, które przyćmiły mu wzrok? Po chwili jednak ojciec uspokoił się
nieco i przybrał swój zwykły, surowy wyraz twarzy. Podszedł do świeżo
wykopanego grobu i spojrzał na leżącego w nim psa. Można było dostrzec jego zaciskające się w gniewie mięśnie szczęki.
Kopnął wydobytą przez syna górkę ziemi, przysypując mogiłę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Bóg dał i
Bogu spodobało się zabrać. Niechaj przeklęte będzie imię Jego. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Po tych
słowach odwrócił się od wciąż zamarłego w bezruchu syna i pospieszył w stronę
dworu. Örjan nie pamiętał jak sam wrócił do domu, wiedział jedynie, że przez
następne kilka dni czuł w sercu ową zimną, powodującą niemalże fizyczny ból
pustkę, która właśnie teraz powróciła ze zdwojoną siłą. Uczucie to przypominało
schodzenie po schodach w ciemności – ściskająca żołądek nicość, która otwiera
się nagle pod stopami nieostrożnego człowieka, gdy nieopatrznie ominie stopień.
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Przerażone
nagłym świstem konie, wystrzeliły gwałtownie do przodu, wytężając wychudzone
grzbiety i napinając rzemienne uprzęże. Zazgrzytały koła powozu, opornie
zaczynające się toczyć po żwirowanym podjeździe, a Örjan poczuł jak gwałtowny
ruch wciska go w oparcie fotelu. Ciężkie krople zimnego deszczu odbijały się ze
stukotem od rozciągniętej nad kolaską skóry i spływały ciurkiem po bokach,
tworząc przed oknami powozu mokre kurtyny, przez które chłopak obserwował w
bezruchu oddalający się coraz szybciej dwór i przemoczoną postać matki.
Blednąca z każdym przebytym przez powóz calem, twarz kobiety poznaczona była
strugami gorzkich łez wymieszanych ze spadającą z nieba wodą. Stała tam –
nieruchoma, widmowa sylwetka wpatrująca się uparcie w niewielki powóz
uprowadzający jej jedynego syna w szeroki świat.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Nie okazywała
chęci powrotu do dworu i dopiero gdy podskakująca na dziurawym podjeździe
kolaska wypadła ze skrzypieniem osiek na szeroki trakt prowadząc do stolicy, Örjan
przestał czuć na sobie jej pełne żalu spojrzenie. Teraz, gdy był już w drodze,
a znajome zabudowania zniknęły za gęstą ścianą rosnącego po prawej stronie
gościńca lasu, uczucie pustki nieco zelżało. Wciąż jednak czaiło się na
powierzchni, gotowe przejąć nad nim kontrolę w najmniej spodziewanym momencie.
Ponownie za to obudziła się w nim nutka ekscytacji, podsycana przez miarowy
stukot końskich podków i wesołe parskania cieszących się z przejażdżki
zwierząt. Raz ruszywszy z miejsca, wierzchowce nie potrzebowały najwyraźniej
dodatkowej zachęty w postaci bata, co nad wyraz cieszyło chłopca. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Przez
cieknące z dachu powozu strugi deszczu, młody dziedzic obserwował, być może po
raz ostatni w ciągu kilku najbliższych lat, przyjazną, doskonale sobie znaną
okolicę, w której dorastał. Mijali tereny zarośnięte cienkimi jak ramię dorosłego
mężczyzny, wysokimi sosenkami, wśród których przerzedzonych przez chłopów
gałęzi spędził niezliczone godziny na zbieraniu grzybów, czy też po prostu
wałęsając się z daleka od ojcowskich humorów. Zza zielonych, obwieszonych
kiściami szyszek koron, wzbijało się w stalowoszare, cieknące niebo kilkanaście
słupów jasnego dymu pochodzących z należącej do Leijnsköldów wioski. To tam po
raz pierwszy zetknął się ze swoimi rówieśnikami i tam też podjął pierwsze próby
nawiązania przyjaźni, na które Vilhelm spoglądał nieprzychylnym wzrokiem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Co jakiś
czas, spod kół wystrzeliwały wielkie grudy błota, powstającego w szybko
rozrastających się na i tak już rozmokłym trakcie kałużach. Ku ogromnej uciesze
Örjana, jedna z lepkich grud uderzyła w tak bardzo ceniony przez ojca herb
rodu, zakrywając go niemalże w połowie. Z łatwością mógł sobie wyobrazić
wściekłą minę patriarchy, gdy to zobaczy. Zastanawiał się, czy powinien
poinformować o tym woźnicę – nieszczęsny mężczyzna mógł wpaść w spore kłopoty,
jeśli sam nie zauważy plamy i w porę się jej nie pozbędzie. Przypomniawszy
sobie jednak trzaskający nad grzbietami koni bat, chłopak z ponurym uśmiechem
postanowił być cicho. Być może służący na własnej skórze poczuje smak
rzemienia. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Pół mili
przed nimi, stołeczny trakt zakręcał ostro w prawo, omijając bagnisty brzeg
jeziora Edsviken. Olbrzymie, przypominające grad krople deszczu, z morderczą
furią młóciły powierzchnię wody, wzbijając w powietrze niewielkie fontanny.
Towarzysząc temu plusk był tak głośny, że Örjan przestał słyszeć rżenie koni i
dzwonienie ich uprzęży. Z niemą fascynacją przyglądał się owemu zjawisku.
Rozchodzące się po jeziorze kręgi i pojawiające się na jego wzburzonej tafli
bańki powietrza, nadawały zbiornikowi wyglądu wrzącego kotła podgrzewanego
przez jakieś tajemnicze, niewidzialne bóstwo. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Wyjący
wiatr posyłał w kierunku niskiego brzegu falę za falą. Niektóre były tak
wysokie, że rozlawszy się na bagnisku, sięgały aż po krawędź traktu, grożąc
jego podmyciem. Jakby doszedłszy do tego samego wniosku, woźnica popędził konie
do szybszego biegu, chcąc jak najprędzej przebyć zagrożony podtopieniem
odcinek. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Lodowaty
wicher niosący ze sobą siekące twarz chłopaka krople deszczu, ze świstem wpadał
przez pozbawione jakiejkolwiek osłony okna kolaski i porywał z wnętrza powozu
każdą, najmniejszą nawet odrobinę ciepła. Rycząc potępieńczo, oszalały pęd
powietrza rzucał się na osłaniającą pojazd skórę i z całych sił próbował ją
zerwać, lecz ta nie chciała się poddać, wściekłym łopotaniem próbując
odstraszyć natręta. Sporo wysiłku wymagało od Örjana powstrzymanie się od
szczękania zębami. Pomimo, że był szczelnie otulony futrzaną kurtą, czuł, jak
mroźne igiełki wiatru przedostają się przez każdą, najdrobniejszą nawet
szczelinę w odzieży i atakują ukryte pod nią ciało. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Sięgnął do
najbliższego bagażu i wydobył z niego włochaty koc, którym natychmiast
szczelnie się owinął. Poczuwszy nieco ciepła rozlewającego się powoli po
skostniałych członkach, powrócił do wyglądania przez okno. Gęsto zalesiony,
wschodni brzeg Edsviken przechodził nagle w szeroką na kilka staj wycinkę i
choć chłopak nie mógł go dokładnie dostrzec przez zasłonę deszczu, wiedział, że
mija właśnie wspaniały Pałac Ulriksdal, wybudowany przez sławnego niegdyś na
całą Szwecję Jacuba De la Gardie. Ojciec osobiście zadbał, by młody
dziedzic dokładnie poznał historie mieszkających w sąsiedztwie szlachciców,
każdy skrawek informacji wpajając synowi za pomocą wrzasków i rzemienia. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Kilka razy
zdarzyło mu się odwiedzać pałac, gdzie mógł podziwiać wspaniałą oranżerię, w
której oprócz nieznanych mu kolorowych roślin, znajdowało się mnóstwo cudownego
kunsztu rzeźb wykonanych przez najznamienitszych szwedzkich artystów. Udało mu
się nawet poznać obecnego zarządcę tych wspaniałości, który okazał się być
podupadającym na zdrowiu, zgarbionym staruszkiem o ciemnych oczach rozpalonych
ogniem pamięci o budowniczym tego miejsca. Ciekawski chłopiec z lubością
wysłuchiwał jego toczonych drżącym od podeszłego wieku głosem opowieści o
Wielkiej Wojnie, w której przecież i jego pradziad miał swój udział. Szczerze wówczas
żałował, że sprowadzony przez Vilhelma guwernant przykłada tak wielką wagę do
poezji i literatury, okaleczając do niezbędnego minimum lekcje o dawnej chwale.
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Oprócz
Ulriksdal, w Solnie znajdował się jeszcze jeden pałac, również wzniesiony po
części przez familię De la Gardie. Jeśli dobrze pamiętał nauki, a gwarantem
tego były ojcowskie razy, historia Karlberg była dość skomplikowana i niezbyt
szczęśliwa. Równo siedemdziesiąt lat wcześniej, admirał Carl Gyllenhielm<span class="apple-converted-space"><span style="background: white; color: #252525; font-family: "Arial","sans-serif"; font-size: 10.5pt; line-height: 115%;"> </span></span>odkupił
od posiadaczy ziemskich spod Sztokholmu trzy niewielkie wioski – Ösby,
Bolstomta i Lundby, które następnie połączył w jedną osadę, przemianowaną na
jego cześć – Karlberg. Zatrudniwszy szanowanego budowniczego będącego na
usługach najmożniejszych szwedzkich rodów, szlachcic nakazał rozpocząć budowę
wspaniałego pałacu, mającego być, jak twierdził architekt, jednym z
największych w całym kraju.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Wielkie plany
admirała skończyły się w roku tysiąc sześćset pięćdziesiątym, kiedy to po
mężczyznę upomniała się Śmierć. Sześć wiosen później w zaświatach dołączyła do
niego jego żona, zostawiając niedokończoną budowlę bez dziedzica. Pałac trafi
pod licytację z powodu ogromnych kosztów projektu, których nie miał już kto
uiścić. Początkowo, planowano go odsprzedać królowej Hedwidze Eleonorze, jednak
widząc nadarzającą się okazję, na scenę wydarzeń wkroczył Magnus De la Gardie.
Miał on już w swoim posiadaniu wiele zamków i dworów, toteż niezwłocznie
zaoferował Ulriksdal owdowiałej małżonce Karola Gustawa, po niezwykle
korzystnej cenie.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Korzystając ze
zdobytych w ten sposób pieniędzy, przejął Karlberg i nakazał wznowić prace
związane z jego ukończeniem. Nie było mu jednak dane długo nacieszyć się nowym
nabytkiem. Wprowadzone przez Karola XI redukcje, dotknęły nie tylko Leijnsköldów
– odbiły się również na potężnych zdawałoby się i wpływowych lordach, takich
jak Magnus. De la Gardie stracił swoje wpływy i pozycję, a wraz z nimi znaczną
część majątku. Stojąc w obliczu ruiny, niegdyś jeden z największych panów w
całej Szwecji, udał się z pokorną prośbą do monarchy, aby ten odkupił od niego
pałac. Mający w pamięci sposób, w jaki szlachcic potraktował jego matkę,
Hedwigę Eleonorę, król odmówił uratowania mężczyzny przed bankructwem. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Wkrótce, z
powodu zaciągniętych u niego długów, Magnus został zmuszony przekazać Karlberg
w ręce Johana Stenbocka, który po raptem pięciu latach użytkowania odsprzedał
go Karolowi. Obecnie, pałac w Solnie był ulubionym miejscem wypoczynku
monarchy, do którego przyjeżdżał wraz z młodym królewiczem, by polować na
liczne w okolicznych lasach wilki i jelenie. Podczas swoich samotnych wypraw po
zagajnikach, Örjan słyszał czasami dochodzące od strony należącej do
Wittelsbachów puszczy odległe odgłosy wystrzałów, a czasami nawet gardłowe
ujadanie chartów pędzących za zdobyczą. Przeważnie jednak, gdy tylko w dworku
Leijnsköldów pojawiły się wieści, że Miłościwy Pan zjeżdża do Karlberg, ojciec
surowo zakazywał chłopakowi opuszczania domu pod groźbą chłosty.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Niejednokrotnie
udawało mu się mimo wszystko wymknąć spod czujnego oka Vilhelma i ruszyć w
knieję z nadzieją, że chociaż z daleka będzie mu dane zobaczyć swego władcę.
Jak dotąd nie udało mu się to, ale wszystko wskazywało na to, że w końcu
nadarzyła się ku temu prawdziwa okazja – jechał do Sztokholmu, by podjąć służbę
na dworze królewskim. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Zupełnie
stracił poczucie czasu. Mogli znajdować się w drodze od kilkunastu minut, lub
nawet kilku godzin. Monotonny szum deszczu zlewał się w nieustanne, usypiające brzęczenie,
które przytępiało jego zmysły. W połączeniu z przyjemnym ciepłem, które udało
mu się utrzymać pod grubym kocem, spowodowało ono, że powieki chłopaka zrobiły
się ciężkie jak wypełniony ołowiem miecz, który pamiętał z dzieciństwa i
stopniowo zaczęły opadać. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Nagła zmiana w
miarowym turkocie kolaski poderwała go na równe nogi. Powóz zatrząsł się
odrobinę mocniej i wpadł na coś, co sądząc po wydawanych przez to odgłosach,
musiało być deskowanym podjazdem. Lub mostem. Przecierając zamglone od lepkiego
dotyku snu oczy, Örjan ostrożnie wychylił się przez okno. Nie pamiętał czy
udało mu się zasnąć, czy też spędził ostatni odcinek podróży w półprzytomnym
letargu, jednak jedno było pewne – odkąd minęli Ulriksdal, co było ostatnią
pamiętana przez niego rzeczą, musiało minąć sporo czasu. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Zniknęły
gdzieś ciężkie, ołowiane chmury, ustępując miejsca świecącej jasno tarczy
słonecznej, która opiekuńczo wyciągała swoje ciepłe promienie w kierunku ziemi,
powoli wysysając z niej nadmiar wilgoci. Tańczące w szerokich kałużach refleksy
przypominały niewielkie, złote rybki podpływające do powierzchni jeziora, by
pochwycić nieostrożnego owada, a nad taflami bajorek unosiły się roje
niewielkich owadów, napełniających orzeźwiające powietrze swoim zaaferowanym
brzęczeniem. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Nie tylko
pogoda się zmieniła – okolica również wyglądała inaczej. Zniknęły
charakterystyczne dla Solny zagajniki i puszcze, zastąpione ciągnącymi się aż
po horyzont złotymi i brunatnymi szachownicami pól. Po ograbionych z kłosów
ścierniskach przechadzały się tu i ówdzie długonogie żurawie, co i rusz
opuszczające swoje czarne, lśniące dzioby na niczego niespodziewającą się żabę
lub mysz. Jak okiem sięgnąć, ze wszystkich stron i kierunków ciągnęły kawalkady
wozów, kolasek i bogato zdobionych karoc, które ze stukotem kopyt i brzęczeniem
uprzęży prześcigały się w odwiecznie toczonej przez wielkich, napuszonych
szlachciców rywalizacji o pierwszeństwo przejazdu. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Pomiędzy
krzykliwie pomalowanymi powozami maszerowały lub jechały stępa długie kolumny
żołnierzy odzianych w najrozmaitsze liberie i kroje, i uzbrojonych w długie
muszkiety, dumnie oparte na szerokich ramionach. U boku niektórych z nich,
przytroczone do grubych, skórzanych pasów, zwisały obijając się o uda ukryte w
pochwach rapiery, szpady lub zakrzywione szable. Jeźdźcy, pewnie trzymający się
w wysokich, żołnierskich siodłach, co jakiś czas sięgali ostrzegawczo w
kierunku ukrytych w olstrach pistoletów. Ich czerwone, błękitne i żółte kolety
mieniły się niekiedy od srebrnych odznaczeń, a zdobiące ich głowy trójgraniaste
kapelusze powiewały wesoło wetkniętymi za nie piórami. Również i oni mieli ze
sobą broń sieczną, za tą różnicą, że w ich przypadku były to długie i ciężkie
pałasze o większym zasięgu niż zwykłe rapiery. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Twarze
żołnierzy były pobrużdżone, spalone słońcami pochodów i wysmagane wiatrami
wiejącymi na obcych ziemiach. Wielu z nich dumnie prezentowała światu
straszliwe blizny biegnące przez policzki, czoła i nosy. Örjan z zachwytem
przyglądał się gęstym, przystrzyżonym na szwedzką modłę brodom i wąsom, które
poruszały się groźnie, gdy ten czy ów wykrzykiwał komendy pod adresem swoich
towarzyszy, bądź zagradzających wojsku drogę mieszczan. Hałas jaki czyniły przy
tym obie strony był niesamowity.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Gdy w końcu
udało mu się oderwać wzrok od żołdaków, spojrzał w dół. Kolaska poruszała się
właśnie żółwim tempem po wykonanym z solidnie wyglądających belek moście
rozciągającym się nad lśniącą taflą wody. Podniósł oczy do góry i rozejrzał się
uważnie. Przed nimi, jak i za nimi, koło za kołem ciągnęły się nieprzerwane
sznury powozów czekających na wjazd do miasta. Z przodu, jakieś kilkadziesiąt
stóp przed nimi, wznosił się wysoki na kilku mężów, kamienny mur, co jakiś czas
przerywany otworami strzelniczymi. Po jego szczycie, dzierżąc w dłoniach
odbijające światło słoneczne piki i halabardy, przechadzali się tam i z
powrotem królewscy żołnierze. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Pod nimi, w
miejscu, do którego Örjan i woźnica powoli się zbliżali, w fortyfikacji ziała
szeroko otwarta brama, strzeżona przez machikuł, z którego niewielkich otworów
spoglądało w dół pół tuzina par oczu. Przed samymi potężnymi podwojami
Sztokholmu stał mały oddział złożony z ośmiu noszących stalowe zbroje
trabantów, sprawdzających uważnie każdego, kto próbował dostać się do
królewskiego miasta. To ich zasługą była boleśnie powolna podróż. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Nagły dźwięk
sprawił, że chłopak poderwał się z siedzenia i przestraszony zaczął lustrować
otoczenie; nigdzie jednak nie mógł dostrzec źródła hałasu. Dopiero gdy poczuł w
żołądku nieprzyjemne ssanie, zrozumiał, że był głodny. Pospiesznie zaczął
przetrząsać spakowane przez matkę bagaże, aż w końcu natrafił na niewielkie
zawiniątko, w środku którego znalazł pół bochenka chleba i bryłę sera wielkości
swojej pięści. Nie tracąc czasu na używanie noża, który również znajdował się w
pakunku, zatopił zęby w miękkiej skórce pieczywa i oderwał spory kęs, łowiąc
jednocześnie całym sobą każdy najmniejszy szczegół, każdy dźwięk i zapach z
otaczającego go zgiełku.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
W końcu, po
czasie, który dla Örjana wydawał się wiecznością, kolaska zatrzymała się na
dobre, a w oknie pojawiła się brodata twarz wartownika, który obrzucił go
uważnym, nieco oskarżycielskim spojrzeniem, jakby spodziewając się, że chłopak
ma coś na sumieniu. Od strony woźnicy dobiegły go odgłosy pospiesznej wymiany
zdań. Usłyszał jak służący podaje nazwisko Leijnsköld, a później, na prośbę
kapitana pokazuje mu otrzymaną od Vilhelma pieczęć. Widząc, że wszystko się
zgadza lub też nie mając ochoty na niepotrzebne przedłużanie rozmowy, żołnierz
krzyknął na swoich podwładnych, by ci się rozstąpili i dał powożącemu kolaską
mężczyźnie znak, że może jechać.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Ponownie
rozległ się ostry świst opadającego bata i pokryte grubą warstwą błota koła
powozu szarpnęły do przodu. Przejechali pod łukowatym, pogrążonym w półmroku
otworem ziejącym w grubym na kilka stóp murze miejskim, by po chwili ponownie
wychynąć na otwartą przestrzeń. Dookoła wrzało niczym w ulu. Podskakując na
wybrukowanym wielkimi kamieniami placu, niewielka kolaska wmieszała się w wielobarwny,
falujący tłum, który kłębił się we wszystkie strony niczym ocean targany
podmuchami sztormowego wiatru. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Unoszący się
nad tą żywą kotłowaniną strojów i kapeluszy gwar był niemalże ogłuszający.
Setki podniesionych, zarówno męskich jak i żeńskich, głosów nawoływało ponad
głowami tłumu w kilkunastu różnych językach, które w uszach Örjana zlewały się
w jeden zupełnie niezrozumiały, dezorientujący szum. Bądź co bądź, dorastał w
niewielkim, odciętym od wielkomiejskiego zgiełku dworku, w którym jego jedynymi
towarzyszami była ojcowska niechęć i wiecznie milczący służący. Wrażenie
jakiego doznawał za każdym razem, gdy odwiedzał Sztokholm wcale go jednak nie
odstręczało. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Wszystko
dookoła miało dla chłopaka cudowną atmosferę nowości, ponad którą unosił się
ekscytujący zapach przygody. Odkąd pamiętał potrafił wyłowić jego delikatną woń
nawet przez zalegający nad stolicą odór setek, jeśli nie tysięcy, niemytych
ciał i wyrzucanych na ulice nieczystości, których prawdziwe potoki spływały
teraz rynsztokami, nieprzyjemnie drażniąc nozdrza młodzieńca. Z własnego
doświadczenia wiedział, że do przykrych zapachów można było przywyknąć,
zwłaszcza jeśli skupi się uwagę na przetaczających się przed oczami widokach.
Większość ludzi poruszających się po
mieście miała jednak inne zdanie. Zarówno podróżujący w wytwornych karetach
szlachcice jak i prości mieszczanie, ściskali w dłoniach, w zależności od
posiadanego majątku, lniane lub jedwabne chusteczki, które przyciskali do nosów
i ust, chcąc odciąć się od nieprzyjemnej woni. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Niektórzy,
a zwłaszcza wysoko urodzone damy, mieli w zwyczaju skrapiać materiał
sprzedawanymi na każdym niemal placu perfumami, których ciężki, najczęściej
mdły zapach mieszał się z odorem brudu i nieczystości tworząc duszące obłoki
drażniące gardło. Oczywiście nie odstręczało to nikogo od owej praktyki, wręcz
przeciwnie – chusteczki zasłaniające upudrowane noski i pociągnięte barwiczką
usta przyjmowały kolejne krople pachnidła w bezowocnej próbie zatamowania
fetoru. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Największą
korzyść z owych starań odnosili oczywiście kupcy, których kolorowe, jakby samą
barwą mające przyciągać uwagę klientów, stragany i kramy zajmowały każdą wolną
piędź placu przed bramą miasta. Lśniące wciąż jeszcze spływającymi po nich
kroplami deszczu, wielobarwne baldachimy osłaniały szerokie ławy wyłożone
wszelakiego rodzaju dobrem. Pierwsze stoisko, na którym spoczęło głodne nowych
widoków spojrzenie Örjana, uginało się od ciężaru zalegających na nim ogromnych
bel materiałów. Od prostego lnu służącego chłopom i biedniejszym mieszczanom
jako tkanina do szycia koszul, po najprzedniejsze wschodnie atłasy i jedwabie
sprowadzane z odległego Imperium Osmańskiego, tak bardzo cenione przez bogate
matrony i młode damy. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Za ławą stał
opasły kupiec, wystrojony niczym jakiś zamorski książę. Miał na sobie
wykwintnie skrojone, opadające niemal do samej ziemi szaty z jakiejś dziwnej,
mieniącej się w słońcu tkaniny, która wyglądała jakby została wykonana z wody
okiełznanej za pomocą mistycznych sztuczek. Długie, obszerne rękawy powiewały
za każdym razem, gdy mężczyzna gestykulował, co, z poczynionych przez chłopaka
obserwacji, robił wręcz nagminnie. Cały strój zdawał się być mieszanką
wszystkich barw i odcieni, upodabniając sprzedawcę do jakiegoś egzotycznego
ptaka, jednego z tych, które Örjan widział kilka lat temu na występie trupy
cyrkowej. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Grubas
targował się właśnie z wyglądającym na równie naiwnego, co bogatego, młodzikiem.
Przedmiotem prowadzonej podniesionymi głosami rozmowy był jeden z rozpiętych na
drewnianych ramach dywanów. Tuż za plecami kupca, stało kilka zbitych z grubych
desek stelaży, na których dumnie prezentował swój najlepszy i najcenniejszy
towar. Nieprzywykły do podobnego przepychu, chłopak nie mógł wprost oderwać
oczu od przecudnie haftowanych kobierców. Czyjaś ręka,niewątpliwie prowadzona
boskim natchnieniem, wiernie oddała na nich przeróżne sceny – od polowań po
szarże kawaleryjskie, a uczyniła to z takim oddaniem szczegółom, że Örjan
mógłby przysiąc, iż za chwilę usłyszy ryk trafionego niedźwiedzia lub huk
wystrzałów, unoszący się nad polem bitwy.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
W momencie, w
którym go mijali, kupiec załamywał ręce i z udawanym żalem na twarzy rzucał
chciwe spojrzenie w kierunku sakiewki, do której sięgnął młody szlachcic. Nawet
dziesięcioletni Leijonsköld doskonale zdawał sobie sprawę, że pomimo tego, co myślał
sobie paniczyk, to sprzedawca był górą w tej transakcji. Zanim jeszcze słudzy
zaczęli zdejmować wybrany przez klienta arras z drewnianych ram, kupiec zdążył
już stracić nim zainteresowanie. Jego bystre spojrzenie wyłowiło z tłumu kolejną
ofiarę i teraz poświęcił jej całą swoją uwagę, wymachując gwałtownie rękami i
zachwalając w niebogłosy swój towar. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Następny kram
ranił źrenice Örjana. Był on większy i lepiej wykonany, od razu widać było, że
jego właściciel na dobre zadomowił się w tym miejscu. Właściwie był to
niewielki, drewniany budynek, przed którego wejściem stało dwóch uzbrojonych
strażników wyglądających na bezlitosnych morderców. Uzbrojeni w ciężkie kordy
mężczyźni czujnymi spojrzeniami obrzucali każdego, kto zbliżył się do rozłożonego
na kilku ławach towaru. Chłopaka nie dziwiły wcale podejrzliwe miny, które cały
czas gościły na twarzach zakapiorów. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Ustawione
przed drewnianym budynkiem kozły kipiały wręcz od złota, srebra i klejnotów, na
których wielobarwnych powierzchniach załamywały się promienie słoneczne tworząc
niesamowitą grę świateł. Drogocenne ozdoby lśniły niczym skradzione z nocnego
firmamentu gwiazdy i przyciągały wzrok swoim niezaprzeczalnym pięknem. Pomimo
pozornego bogactwa, nie było to wszystko, co kupiec miał do zaoferowania.
Prawdziwe dzieła sztuki jubilerskiej kryły się we wnętrzu budynku, gdzie
złotnik zapraszał najbardziej obiecujących klientów. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Mężczyzna,
który właśnie wyszedł przed swój sklep, aby powitać wąsatego szlachcica i jego
trzepoczącą rzęsami damę, sam był chodzącą wystawą wszelkiego rodzaju błyskotek.
Jego grube, pałąkowate palce ozdobione były ciężkimi pierścieniami i sygnetami
o wykonanych z różnokolorowych kamieni oczkach.Szyję kupca otaczał natomiast,
ważący zapewne kilka funtów srebrny łańcuch, zakończony bursztynowym
medalionem. Skinął zachęcająco na rozglądającą się wśród diamentowych kolii
parę, zapraszając ich do środka. Nietrudno było Örjanowi zauważyć radosny uśmiech
jaki zagościł na twarzy damy i kwaśny grymas, wykrzywiający oblicze szlachcica.
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Nie usłyszał
już wymamrotanych przez mężczyznę słów, ponieważ kolejne kramy ukazywały mu
coraz to nowe wspaniałości. Z lśniącymi od pożądania oczami obserwował stragan
płatnerza i sąsiadujące z nim stanowisko zbrojmistrza. Promienie słoneczne
tańczyły przecudnie po wypolerowanej na wysoki połysk stalowej powierzchni
ułożonych jeden na drugim cabassetów i grzebieniastych morionów. Pomimo iż nie
posiadał wiedzy na temat wykuwania hełmów, ani zresztą żadnej innej części
uzbrojenia, z łatwością dostrzegał w ich idealnych krzywiznach mistrzowską
rękę. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Obok niedbale
ułożonych w stosy osłon głów dla zwykłej piechoty, na kilku szkarłatnych
poduszkach spoczywały prawdziwe arcydzieła kunsztu płatnerskiego i to one
właśnie przyciągały wzrok największej liczby przechodniów, w tym posuwającego
się wolno kolaską Leijonskölda. Nigdy w życiu nie dane mu było spoglądać na coś
podobnego. Z lekcji, które wpajał mu niemiecki guwernant, a których nie zawsze
miał ochotę słuchać, zapamiętał, że na wojnę nawet królowie przywdziewają
zwykłe, stalowe pancerze, przedkładając solidność wzmocnionego żelaza nad złote
ornamenty. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
To, co leżało
na atłasowych poduszkach, prezentowało sobą całkowicie odmienne spojrzenie.
Zakończone purpurowymi grzywami z końskiego włosia szyszaki, w całości wykonane
z miękkiego złota, migotały drobinkami światła przeglądającymi się w klejnotach
wprawionych w otoki hełmów. Rubiny, diamenty, szafiry, i inne kamienie, których
chłopak nie był nawet w stanie nazwać, zerkały wesoło swoimi wielobarwnymi
oczami i ozdabiały ubrania tłumów refleksami kolorowego światła. Również
długie, segmentowane osłony na kark spływające z szyszaków, wykonane były z
cennego kruszcu. Na policzkach hełmów wycięto z ogromna precyzją wizerunki
przeróżnych zwierząt – niedźwiedzi, lwów, orłów i wilków – które szczerzyły się
w niemym krzyku, dumnie łypiąc rubinowymi oczami.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Gdy Örjan
myślał, że nie znajdzie już nic bardziej interesującego, zachwalający swój
towar kupiec przesunął się nieco w lewo, odsłaniając stojącą za nim ciężką zbroję
płytową. Jej charakterystyczna sylwetka, a szczególnie zakrywająca twarz płyta,
ukształtowana na podobieństwo ludzkiego oblicza, obudziła w chłopaku znajome
nuty. Nie raz przecież spędzał długie godziny na wpajanych przez ojca lekcjach
historii rodu Leijonsköldów i wciąż pamiętał, nie tak zresztą odległe, dzieje
familii. Patrząc na majestatyczną formę pancerza kirasjerskiego, natychmiast
poczuł napływającą falę wspomnień.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
W końcu jego
dziad, ufundowawszy regiment rajtarii i oddawszy go pod dowództwo Lwa Północy,
niezliczoną ilość razy stawiał czoła tym przypominającym ucieleśnienie furii
mężom, których sława zaczynała stopniowo przyćmiewać polską jazdę. Ciężej
uzbrojeni od budzącej lęk w całej Europie husarii, stanowili odpowiedź na jej
ponurą groźbę wiszącą nad każdym, kto chciałby się mierzyć z Rzeczpospolitą. A
przecież to ona, wydawałoby się, budziła wśród Szwedów największy strach, co
zresztą Örjan słyszał wielokrotnie od guwernanta, który odczytywał mu zapiski
Axela Oxenstierny, towarzyszącego Gustawowi Adolfowi w czasie wojny z
południowym sąsiadem. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Ulubionym
przez Vilhelma Leijonsköld sposobem spędzania z synem wolnego czasu, było
wpajanie mu minionej chwały rodu, czemu zazwyczaj towarzyszyły wybuchy gniewu i
spadające cięgi. Ze szczególną dumą opowiadał o wyczynach wojennych swojego
dziadka. Formacja kirasjerów przewijała się w owych historiach wiele razy,
zawsze wspominana przez patriarchę z wyrazem nienawiści malującym się na jego
twarzy. Główną przyczyną była zapewne
bitwa pod Lützen, kiedy to śmiała szarża tej kawalerii poczyniła ogromne
szkody w wojskach Gustawa Adolfa i pozwoliła na ocalenie armii Cesarstwa – wydawało
się, że głowa rodu wini Bogu ducha winnych żołdaków za upadek swojej rodziny. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Zgrzytliwym
głosem opowiadał o feldmarszałku Pappenheimie, człowieku, który odmienił losy nie
tylko owej pojedynczej potyczki, ale być może i całej wojny. Według niektórych
pogłosek, to właśnie on poprowadził kontrnatarcie przeciwko brawurowej szarży
prowadzonej przez szwedzkiego króla. To właśnie wówczas Lew Północy miał
otrzymać ów nieszczęśliwy postrzał w plecy. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Standardową
taktyką kirasjerów był karakol, dziwacznie brzmiące słowo, pochodzące według
guwernanta od francuskiego „caracole” tłumaczonego jako „spirala”. Polegała ona
na przedkładaniu broni palnej, a w szczególności pistoletów skałkowych, nad
kordy i kopie używane przez husarię. Pierwsze trzy szeregi kawalerii szarżowały
w luźnej formacji na piechotę przeciwnika, w odpowiednim momencie oddając salwę
z jednej ręki, a następnie, wykonując obrót koniem – z drugiej. Następnie
zawracały na tyły chorągwi robiąc miejsce kolejnym trzem liniom, jednocześnie
nabijając pistolety. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Zdaniem Örjana
szczególnie widowiskowym, acz niezmiernie ciężkim dla walczących tam Szwedów,
przykładem zastosowania owej taktyki
była pierwsza bitwa o Breitenfeld. Oczami wyobraźni widział pył wzbijany
kopytami pięciu tysięcy koni spowijający pole bitwy. Słyszał ogłuszające salwy
wystrzałów, jęki rannych i zachęcające do walki okrzyki dowódców. Tamtego dnia,
kirasjerzy poprowadzili aż siedem szarż na pozycje szwedzkie, sześć razy dając
się zepchnąć do odwrotu, za siódmym ulegając całkowitemu rozbiciu.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Dopiero pod Lützen,
dowodzący kirasjerami Pappenheim postanowił wziąć przykład z polskiej jazdy.
Porzucił karakol i zamiast w ostatniej chwili wycofać żołnierzy, rzucił ich
naprzeciw rajtarii roznosząc ją w proch pod końskimi kopytami. Sama waga
zakutych w ważące nawet pięćdziesiąt pięć funtów pancerze była wystarczająca,
by rozproszyć lekkozbrojną kawalerię szwedzką. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Wystarczyło
spojrzeć na lśniącą powierzchnię oferowanej przez kupca zbroi – grube,
nachodzące na siebie płyty stali przypominał skorupę żółwia, a segmenty
ochraniające nogi wydawały się wręcz zbyt sztywne, by można je było swobodnie
nosić. Nie było jednak wątpliwości, że zapewniana przez rynsztunek ochrona nie
ma sobie równych. Co prawda niezwykle ograniczała swobodę ruchu, jednak szarża
kawaleryjska nie wymagała zbyt dużej zręczności, a lekkie i zwinne szable
rajtarii nie były w stanie przebić solidnego metalu. Dla chłopaka wydawało się
niemożliwym, by ktokolwiek zdołał zabić zakutego w podobny pancerz męża. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Szeroka
uliczka przerzedziła się nieco i kolaska w końcu mogła wystrzelić do przodu z
nieco większym tempem. Jechali środkiem brukowanego traktu, po obu stronach
mając nieprzebrane morze mieszczan rozglądających się za swoimi sprawami. Wszyscy,
choć różniący się pod względem bogactwa ubrań, wyglądali na dobrze wykarmionych
i zadowolonych z życia. Nic zresztą dziwnego – cała Szwecja, a wraz z nią
stolica, przeżywała właśnie okres
największego rozkwitu. Po toczonej jedenaście lat wcześniej Wojnie Skańskiej,
zakończonej pomyślnym dla królestwa pokojem oraz małżeństwem Karola XI z duńską
księżniczką Ulryką Eleonorą, dawno nie było już żadnych śladów. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Dzięki
staraniom Lwa Północy, Sztokholm stopniowo przekształcał się z zagubionego w
mrokach średniowiecza miasta, w podążający nowoczesnymi nurtami
architektonicznymi, najważniejszy ośrodek handlu na całym Morzu Bałtyckim.
Według niektórych legend, po śmierci ojca Gustawa Adolfa, stolica wyglądała tak
staroświecko, iż wielu ze szwedzkich dygnitarzy wstydziło się zaprosić
dyplomatów z innych państw na pogrzeb monarchy. Wszystko zmieniło się wraz z
nowym władcą. Przebudowie została poddana większość dzielnic i pomimo ogromnego
pożaru, który wybuchł w roku tysiąc sześćset dwudziestym piątym, miasto nadal
kontynuowało swoją przemianę. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Początkowo
położony na jednej zaledwie wyspie, Sztokholm zaczął się rozrastać, stopniowo
podporządkowując sobie kolejne otoczone morzem skrawki lądu, które połączone
wspaniałymi mostami, już wkrótce zaskarbiły mu miano Wenecji Północy.
Dziesiątki ludzi, zarówno szlachciców, jak i mieszczan bogaciło się na
kwitnącym w stolicy handlu, dzięki czemu jak grzyby po deszczu pojawiały się w
mieście nowe pałace, wille i katedry. Była to zaiste Złota Era.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Wszędzie jak
okiem sięgnąć aż roiło się od przekupniów, akrobatów, cyrkowców… Nie brakowało
również odzianych w dziwaczne dla Örjana szaty dyplomatów z zagranicy, których
otwarte powozy, co i rusz mijały jego rozklekotaną kolaskę. U wylotu każdej
uliczki stały, w większości byle jak zbite, stragany, przy których obdarci
jegomoście opiekali nad wesoło skaczącym ogniem aromatyczne mięsiwa i świeżo
złowione ryby. Ich zapach sprawił, że do ust chłopaka pociekła ślinka. Pomimo
tego, iż chwilę wcześniej spałaszował zapakowane mu przez matkę zapasy na
drogę, jego żołądek wydał z siebie niezadowolony pomruk. Ze smutkiem pomyślał o
kilku drobnych monetach ukrytych w wewnętrznej kieszeni płaszcza. Nie mógł
sobie pozwolić na marnowanie pieniędzy. Pocieszała go myśl o zbliżającym się z
każdą chwilą królewskim zamku, na którym spodziewał się otrzymać ciepły
posiłek. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Na czoło
młodego Leijonskölda wystąpiły krople lepkiego potu. Pochłonięty niezwykłymi
widokami, które przywitały go po przejeździe przez bramę, zupełnie zapomniał o
wciąż okrywającym go futrze. Pospiesznie zdjął z siebie ciężkie okrycie i
niedbale rzucił je w kąt powozu. Był pewien, że w Tre Kronor zajmą się nimi
słudzy, w końcu król musi mieć ich pełno. Wyjrzał niecierpliwie przez okno,
chcąc zorientować się gdzie mniej więcej już są. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Kolaska
zbliżała się właśnie do kolejnego drewnianego mostu, niemalże niczym
nieróżniącego się od tego, którym wjechali do miasta. Podczas tych kilku wizyt
złożonych przez Örjana w Sztokholmie, miał już okazję zwiedzać tą część stolicy.
Była to jedna z nowszych dzielnic, wciąż rozrastająca się i tętniąca nieznającym
odpoczynku życiem. Wszędzie dookoła wznosiły się nowopowstałe budynki, wciąż
wilgotne od niedawno naniesionego wapna, a gdzieniegdzie piętrzyły się wysokie
rusztowania, pomiędzy którymi uwijali się spieczeni słońcem robotnicy
dźwigający bloki kamienia. Widoczny z przodu most, prowadził do najważniejszego
miejsca w stolicy, pierwszej zamieszkałej wyspy i zarazem serca całej Szwecji –
<i>Staden Mellan Broarna</i>, Miasta Pomiędzy
Mostami. To właśnie tam znajdował się cel podróży młodego Leijonskölda.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Podczas gdy
koła powozu turkotały głucho po drewnianej konstrukcji przęsła, chłopak
przypomniał sobie wszystko, co na temat królewskiego zamku mówiła mu matka.
Uwielbiał słuchać jej cichego, ciepłego głosu, który wielokrotnie kołysał go do
snu… Aby uniknąć zbierających się w kącikach oczu łez tęsknoty, Örjan skupił
się na przekazanych przez kobietę słowach. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Około czterech
wieków wcześniej, miastem władał potężny jarl Birger, który nakazał wybudować
na wyspie Stadsholmen niewielką fortecę ze stanowiącą jej rdzeń strzelista
wieżą, aby móc sprawować kontrolę nad jeziorem Mälaren. Przez kolejne lata, następni
władcy przekształcali surową, stworzoną z myślą o przewadze militarnej budowlę
w pałac, któremu z uwagi na wieńczącą basztę trójdzielną kopułę nadano nazwę
„Tre Kronor”. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Również samo
jezioro nad którym wybudowano fortecę miało dla chłopaka związek z opowieściami
matki, choć wiązały się one bardziej z ludowymi baśniami niż rzeczywistymi
faktami. Według starych podań, szwedzki król Gylfi obiecał bogini Gefjun, iż
odda jej we władanie tyle gruntów, ile cztery woły zdołają zorać w ciągu całego
dnia i następującej po nim nocy. Nie przewidział jednak, że podstępna
mieszkanka Asgardu oszuka go, używając zwierząt pochodzących z krainy gigantów.
Darta potężnymi lemieszami ziemia nie wytrzymała jednak i z ogłuszającym
trzaskiem odwróciła się do góry nogami, tonąc w morzu. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Obecnie
jezioro służyło jako główne źródło pozyskiwania żwiru, od którego zresztą
pochodziła jego nazwa. Wypełnione wydobywanymi z płycizn otoczakami barki,
krążyły nieustannie pomiędzy punktami załadunkowymi a rozsianymi różnymi
szwedzkimi portami, skąd czasem ich ładunek wędrował do największych miast
europejskich. Pogrążony w rozmyślaniach, Örjan nie zauważył, że oto zbliżają
się już do pałacu. Dopiero nagłe szarpnięcie spowodowane zatrzymaniem kolaski
sprowadziło go na ziemię. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Szukając
przyczyny niespodziewanego postoju, chłopak rozejrzał się po okolicy. Gdy tylko
wyjrzał przez okno, z jego ust wyrwało się głośne westchnienie zachwytu.
Zupełnie nie zwracał uwagi na siedzącego w siodle oficera, który właśnie
szczegółowo przepytywał woźnicę o cel podróży i zawartość powozu, całą uwagę
poświęcając pałacowi. Jeszcze nigdy nie był tak blisko królewskiej siedziby.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Stali przed
skromnie wyglądającym, opartym na kamiennych łukach mostem, którego trakt
wyłożony był zwykłymi drewnianymi belkami, poznaczonymi szerokimi plamami
błota. Wprawdzie Örjan poczuł odrobinę rozczarowania, gdy nie zobaczył
rozścielonych dookoła szkarłatnych dywanów, jednak cała reszta przewyższała
jego najśmielsze wyobrażenia. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Nie sposób
było nie zauważyć pierwotnego zamysłu, z którym budowano zamek. Otaczająca go
fosa była szeroka na kilkanaście, może nawet kilkadziesiąt stóp, a dno płynącej
nią rzeczki zasilanej wodami Norrströmu nikło w głębinach. Poruszane leniwym
prądem fale szumiały zdradliwie, szepcząc o zgubie tych, którzy odważyliby się
zaatakować fortecę.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Jej ponurą
groźbę podtrzymywały milcząco grube mury. Wykonane z czerwonej cegły oblepionej
odłażącą w wielu miejscach zaprawą wapienną, może i nie prezentowały się zbyt
wytwornie, jednak nie to było przecież ich zadaniem. Wciąż doskonale chroniły
pałac przed ewentualnym oblężeniem. Ziejące z wąskich szczelin otwory spiżowych
armat czekały spokojnie, by na pierwszą wieść o zagrożeniu plunąć ogniem w
każdego kto ośmieli się naruszyć majestat stolicy. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Zza zwieńczeń
blanków wystawały ozdobione kolorowymi już liśćmi korony drzew rosnących w
królewskich ogrodach. W rzucanym przez nie cieniu spacerowali nie tylko
żołnierze, ale i wszelkiego rodzaju urzędnicy pałacowi, służba i goście bawiący
w Sztokholmie. Örjan nie mógł się już wprost doczekać kiedy i on będzie mógł
wdrapać się na mury. Rozciągający się nich widok musiał być zaiste
oszałamiający. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Kolaska
ponownie ruszyła i już po chwili znalazła się pod szerokim sklepieniem wysokiej
pałacowej bramy, której strzegły strzeliste sylwetki kopulastych wież
zwieńczonych łopoczącymi chorągiewkami w barwach monarchy. Gdy wtoczyli się na
zamkowy plac, młody Leijonsköld poczuł rozczarowanie – prawie cała północna
fasada otoczona była drewnianymi rusztowaniami, na których pracowało dziesiątki
ludzi. Ich pracy towarzyszył ogłuszający zgiełk. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Większość
robotników dzierżyło w dłoniach żelazne dłuta i młoty, za pomocą których to
narzędzi skuwali pokrywający pałac tynk wraz ze wszelkimi zdobieniami.
Wzbudzany przez stukot żelaza o żelazo hałas był ogromny, a nieustanne krzyki,
które były jedyną możliwą formą komunikacji pomiędzy pracującymi, tylko go
wzmagały. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
W powietrzu
unosiły się kłęby wapiennego dymu i już po chwili Örjan poczuł jak drobny pył
dostaje mu się do nosa, nieprzyjemnie przywodząc na myśl wydarzenia z sypialni
Sorena. Szybko jednak zrugał się za podobne porównania – w końcu udało mu się
już uwolnić spod opieki ojca. Z uśmiechem satysfakcji wymalowanym na ustach,
pozwolił sobie na donośne kichnięcie, którego dźwięk całkowicie utonął wśród
robionego przez rzemieślników rejwachu. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Dopiero teraz
przypomniał sobie, że słyszał od matki o zaplanowanej przebudowie pałacu.
Ostatnie zmiany zostały wprowadzone w zamku niemalże sto lat wcześniej, kiedy to
król John III postanowił pójść w ślady reszty Europy i przyoblec swoją siedzibę
w szaty renesansu. Nurty architektoniczne ulegały jednak ciągłym zmianom i aby
nadążyć za nimi, Karol XI sprowadził na swój dwór Nikodema Tessina Młodszego,
sławnego na całą Szwecję projektanta, aby ten zaplanował modernizację pałacu na
nowocześniejszy styl baroku. Jak widać, architekt nie próżnował. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Ktoś zastukał
głośno w drzwiczki kolaski po przeciwnej stronie. Zaskoczony Örjan podskoczył
na swoim siedzeniu i skierował spłoszone spojrzenie w stronę przybysza. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Mężczyzna miał
ściągniętą w wyrazie pogardy twarz i długie, kręcone loki opadające żółtymi
spiralami na ramiona. Nie należał do najwyższych, ale chłopak i tak sięgałby mu
zaledwie do piersi. Noszone przez nieznajomego szaty sugerowały dość wysokie
pochodzenie – wprost kipiały od złota i szkarłatu, a każdy ze zdobiących smukłe
palce pierścieni z nawiązką wystarczyłby do odkupienia dworku w Solnie.
Podobnie jak płeć, również i wiek przybysza nie był widoczny na pierwszy rzut
oka – równie dobrze mógł mieć dwadzieścia, jak i pięćdziesiąt lat. Nie sposób
było tego ustalić przez rozsmarowany na twarzy mężczyzny biały pył. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Örjan przez
chwilę mierzył stojącego przed nim człowieka taksującym spojrzeniem. Nagle
olśniła go pewna myśl i zaczął szperać w swoim bagażu najwyraźniej szukając
czegoś. Zaskoczony jego dziwacznym zachowaniem mężczyzna nie odezwał się
słowem, wpatrywał się tylko w młodzieńca wyczekująco, jakby ten zapomniał
zrobić czegoś niezmiernie ważnego. W końcu Leijonsköld znalazł to czego szukał
i podał ów przedmiot przybyszowi.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Proszę. Może
tym sobie pan wytrzeć twarz… – Wychylił się nieco w jego kierunku
–Przechodzenie pod tymi rusztowaniami to nie był najlepszy pomysł. Słyszałem o
różnych wypadkach… – Pokręcił ze smutkiem głową – Mój cioteczny kuzyn zginął,
kiedy upuszczona przez murarza cegła roztrzaskała mu czaszkę… Ma pan szczęście,
że skończyło się jednie na ubrudzonej twarzy!</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Zaciśnięte w
wąską szparę, pobielałe usta szlachcica od razu powiedziały mu, że popełnił
jakąś gafę. Mężczyzna wyrwał Örjanowi ściskaną przez niego chusteczkę i
gniewnym ruchem cisnął ją na ziemię, dodatkowo przydeptując obcasem. Dopiero
wtedy znalazł głos, który okazał się równie nijaki jak cała postać przybysza.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Stroisz
sobie ze mnie żarty, młodzieńcze? </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Ja? Żarty?
Musiałeś… – Chłopak próbował zamaskować zmieszanie jakimiś gładkimi słówkami,
jednak nic nie przychodziło mu do głowy. Kipiąca w tonie szlachcica furia aż za
dobrze przypominała mu tą, którą słyszał we wrzaskach ojca. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Milcz! Nie
masz prawa odzywać się niepytany! – Klasnął w upierścienione dłonie i po chwili
u jego boku pojawił się zgięty w półukłonie służący. – Bjoerg! Otwórz drzwi do
powozu! </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Wciąż niczego
nierozumiejący Örjan usłyszał trzask opadającej klamki, a po chwili poczuł jak
czyjeś silne ręce wciągają go na zewnątrz. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Od tej
chwili – zza wypełniającej całe pole widzenia chłopaka sylwetki służącego dobiegł
bezbarwny głos paniątka – znajdujesz się pod moją opieką. Będziesz wypełniał
wszystkie moje polecenia, a w zamian otrzymasz stosowną dla młodzieńca w twoim
wieku edukację.<span style="text-indent: 35.4pt;">Est-ce que tu comprends?</span><br />
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Został
brutalnie wciągnięty z kolaski i postawiony na nogi tuż obok bogato odzianego
mężczyzny, który spoglądał mu prosto w twarz z wyraźnym oczekiwaniem. Örjan
zdołał jednie wytrzeszczyć szeroko oczy. Widząc, że chłopak go nie rozumie,
szlachcic westchnął z przesadną irytacją.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Mon dieu!
Będzie z tobą więcej kłopotów niż myślałem. – Skinął służącemu głową, wskazując
podbródkiem na powóz, co ten bezbłędnie zrozumiał, rzucając się po bagaże
Leijonskölda. – A teraz za mną i bez gadania!</div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Zupełnie
skołowany, Örjan skinął tylko głową zastanawiając się do jakiego nowego piekła
trafił tym razem. Zanim się odwrócił, by ruszyć w stronę zamku, szlachcic
zatrzymał się jeszcze na chwilę i wyprostowawszy dumnie plecy, spojrzał na
kulącego się przed nim chłopca z wyrazem bezgranicznej wyższości na twarzy.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
– Ostatnia
rzecz… Będąc w obecności lepszych od siebie musisz zwracać się do nich jak
należy. Oczekuję, że, gdy zajdzie potrzeba, okażesz mi należny mi szacunek
przez tytułowanie mnie „hrabią”, lub „Herr”. Me imię nie powinno cię
interesować, ponieważ nigdy nie osiągniesz dostatecznie wysokiej pozycji, by
dopuszczać się podobnej poufałości. Nazywam się zaś Lindemann.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;">
Po czym nie
czekając na Leijonskölda, ruszył szybkim krokiem w kierunku Tre Kronor. Chcąc
nie chcąc, Örjan podążył za nim.</div>
</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/01742925837418551108noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-1129959875136653469.post-28276901402800596272014-09-26T16:26:00.003+02:002014-09-26T20:54:56.924+02:00ROZDZIAŁ I<div class="MsoNormalCxSpFirst" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<div class="MsoNormalCxSpFirst">
12 września 1690</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Ostrożnie nacisnął na
wielką mosiężną klamkę, czując, jak od dawna nieużywany mechanizm niechętnie
poddaje się jego woli, po czym pchnął delikatnie proste, pociągnięte lśniącą
żywicą drzwi, uważając przy tym, by nie narobić hałasu. Ojciec z pewnością wściekłby się, gdyby przyłapał go na wałęsaniu się po tej części domu. Po prawdzie,
Vilhelm Leijonsköld nie potrzebował szczególnych powodów, aby wyrazić jak bardzo
zawiedziony jest zachowaniem swego syna, na każdym kroku porównując go do
niedoścignionego Sörena, o którym dziesięcioletni Örjan wiedział tylko tyle, że
choćby został pierwszym generałem, to i tak nie dorównałby mu w oczach głowy
rodu.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Pomimo tego, że jego
starszy brat zginął zanim chłopak zdążył go poznać, młodzieniec odczuwał do
niego głęboką niechęć, której źródłem były nieustanne przytyki ojca podkreślające<span style="text-indent: 35.4pt;"> każdą, najmniejszą nawet jego słabostkę. A tych młodemu dziedzicowi
upadającej fortuny rodu nie brakowało. Pomimo swojego wieku, Örjan wciąż nie
wykazywał najmniejszego nawet zainteresowania nauką pisania i czytania,
zdecydowanie woląc od niej beztroskie wypady do pobliskiego zagajnika, w którym
całymi dniami biegał i wrzeszczał wraz z dziećmi okolicznych chłopów.</span></div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Nie raz i nie dwa
otrzymał od ojca solidną reprymendę, w której mężczyzna przypominał mu o
wyższości szlachetnie urodzonych od zwykłych ludzi, jednak jak dotąd owe
pochodzące z napuszonego, arystokratycznego ego pokazy retoryki nie przynosiły
oczekiwanych efektów. Wręcz przeciwnie – jakby na przekór surowym nakazom
rodziciela, chłopak korzystał z każdej sposobności, by wymknąć się z ponurego
dworu, zatrutego ciężką atmosferą ponurej nienawiści do całego świata, emanującą wprost od starszego Leijonsköldy. Co prawda matka, jedyna istota w domu rodzinnym,
która okazywała mu ciepłe uczucia, próbowała wytłumaczyć Örjanowi powody
stojące za sposobem bycia jego ojca, jednak gdy tylko wypowiadała słowo
„Sören”, młodzieniec przestawał słuchać, zostawiając kobietę sam na sam z jej
pochmurną twarzą i wiszącymi na końcówkach rzęs łzami.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Znał historię swojego
brata na pamięć i oddałby wszystko, co stanowiło jego skromny dobytek, by nie
musieć wysłuchiwać jej każdego dnia. Często wyobrażał sobie jak wyglądałoby
jego życie, gdyby wciąż z nimi był. Miał spore problemy z myśleniem o ojcu jako
kochającym rodzicu, pełnym czułości i troski. Rysy mężczyzny wydawały się mu zbyt chłodne,
zbyt kamienne, by przypuszczać, że kiedykolwiek mógłby zagościć na nich choćby
cień uśmiechu. Jakkolwiek często nawiedzały go podobnie ponure rozważania,
Örjan nie należał do osób zbyt skupionych na rozpamiętywaniu straconych szans.
Nie potrafił pogrążyć się w smutku i żalu tak jak robił to patriarcha rodu.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Świat był dla chłopaka
niezbadaną zagadkę, którą dzień po dniu odkrywał w niewielkiej części, oddając
się błogiej zabawie, niezmąconej przez cień poczucia obowiązku. Co prawda, pod
ciężką ręką ojca i sprowadzonego ze Sztokholmu guwernanta, chcąc nie chcąc
musiał niekiedy oprzeć się pokusie wołającego go wiatru i spędzić kilka
ciągnących się w nieskończoność godzin nad zakurzonymi księgami, z których
bezskutecznie próbowano go uczyć czytać, jednak nie przykładał do tego zbyt
dużej wagi. Zabijał wtedy czas planowaniem kolejnych psot, których ofiarą miał
paść nauczyciel, licząc na to, że zdenerwowawszy mężczyznę zostanie odesłany do
swego pokoju, gdzie w końcu będzie pozostawiony samemu sobie.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Tak stało się i tym razem.
Po tym, jak użył należącego do guwernanta tomu poezji jako tarczy strzelniczej,
na której wprawiał się w szyciu z niewielkiego łuku, i po długiej tyradzie,
której zmuszony był wysłuchać od purpurowego z gniewu mężczyzny, miał wreszcie zasłużoną chwilę dla siebie i mógł oddać się swemu ulubionemu zajęciu –
włóczędze po okolicy.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Zanim jednak zdążył
wykraść się na zewnątrz, poczuł jak czyjeś silne, kościste palce zaciskają się
na jego ramieniu.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
– A cóż to znowu,
młodzieńcze? Czyż nie powinieneś teraz studiować Homera?</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Skrzekliwy, okraszany
kropelkami śliny spadającej na kark młodzieńca, głos Sigrid Leijonsköld – jego
babki – pełen był oskarżycielskich tonów zupełnie jakby przyłapała ona wnuka
na kradzieży albo rozboju. Örjan zaklął szpetnie pod nosem. Może i nie
przejawiał zapału do nauki czytania, ale nie miał najmniejszych problemów z
zapamiętywaniem bluźnierstw zasłyszanych u okolicznych chłopów i ich dzieci.
Pomimo młodego wieku dysponował już pokaźnym zbiorem klątw, za którą to
kolekcję ojciec z całą pewnością kazałby go przećwiczyć. Ostrożnie oswobodził
się z drapieżnego uchwytu szponiastych palców i obrócił się, by stawić czoła
kolejnemu członkowi rodziny, z którym nie łączyły go żadne głębsze więzi.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
– Coś ty powiedział?</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Okolone siateczką
głębokich zmarszczek oczy kobiety zwęziły się do rozmiarów wąskich szparek,
przez które rzucała wnukowi podejrzliwe spojrzenie. Gdyby nie wiedział, że
babka jest głucha jak pień, z pewnością przeląkłby się, że przyłapała go na
przeklinaniu. Znał ją jednak dość dobrze, by zdawać sobie sprawę z tego, iż z
uwagi na kłopoty ze słuchem staruszka każdą kierowaną ku sobie wypowiedź
traktowała podejrzliwie. Zwłaszcza jeśli jej rozmówcą był Örjan. Zamiast się
zmieszać, wyprostował plecy, chcąc
zaprezentować całą swoją mizerną wysokość i hardo odwzajemnił wrogie spojrzenie
babki.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
– Powiedziałem, że to
nie twoja sprawa, wiedźmo.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Szeroki uśmiech, jakim
okrasił to stwierdzenie, miał na celu uśpienie czujności Sigrid, ta jednak była
zbyt doświadczona w podobnych sztuczkach by dać się zwieść. Chcąc ocenić swoje
szanse, chłopak obrzucił kobietę uważnym spojrzeniem w poszukiwaniu śladów
wzbierającego gniewu – staruszka nie wyglądała jednak na poruszoną. Kiwała
tylko lekko głową, powodując, że kilka niesfornych kosmyków siwych włosów
wymknęło się spod klamer spinających je w niewielki kok. Jej pomarszczona,
owalna twarz, tak bardzo przypominająca Örjanowi ojca, drgała od czasu do czasu
poruszana nerwowymi tikami. Wyglądała tak jak zawsze.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
– A ty ciągle mruczysz
i mruczysz… – Szponiasta dłoń wycelowała oskarżycielsko palec wskazujący w
pierś chłopaka. – Młodzieńcy w twoim wieku potrafią już czytać i pisać, a tobie
w głowie tylko dokazywanie i…</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Nie dał jej dokończyć,
bo jego uwagę przykuł właśnie promień słońca odbijający się od wypolerowanej
powierzchni jakiegoś przedmiotu leżącego na stojącym w przedsionku krzywym
stoliku. Gdy przyjrzał się uważniej, zrozumiał co to jest. Jego serce zabiło
szybciej w oczekiwaniu na kolejną przygodę.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
– Masz rację, babciu! –
Niemalże krzyknął, by mieć pewność, że go zrozumie. – Powinienem udać się do
pokoi guwernanta i czym prędzej zająć nauką. Dziękuję, że zechciałaś
przypomnieć mi o moich obowiązkach.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Zastosował wielokrotnie
wypróbowaną już przez siebie taktykę zbywania starszej kobiety – przyznać jej
rację, a następnie okrasić wszystko miłym słowem, które daje jej złudne
wrażenie, że cieszy się szacunkiem wnuka.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
– Gdyby nie moja ręka…
Ta cała Johanna nie potrafi się tobą zajmować. Ma za miękkie serce do dzieci… –
Staruszka pokręciła głową z dezaprobatą. – Wychowa cię na rozpieszczonego
nieudacznika… Gdyby tylko żył twój dziadek! O-ho! Pokazałby ci on czym pachnie
skóra…</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Notując w umyśle,
by w najbliższej przyszłości odpłacić
się babce za krytykę matki, Örjan skinął potwierdzająco głową, dając Sigrid do
zrozumienia, że z pewnością przydałby mu się dotyk pasa, po czym przemknął obok
niej niemal zwalając ją z nóg. Nie zważając na wykrzykiwane skrzekliwym głosem
groźby obiecujące potępienie i jeziora ognia dla jego „bezbożnej duszy”,
chłopak porwał ze stolika błyszczący kawałek metalu i wypadł przez prowadzące w
głąb dworku drzwi. Nie mógł wprost uwierzyć w szczęście, które się do niego
uśmiechnęło. Gdyby nie wiecznie śledząca go harpia w postaci babki, z pewnością
przegapiłby tak niecodzienną okazję. Mógł przecież wybiec prosto na zewnątrz i
zniknąć na długie godziny. Do tego czasu ojciec zdążyłby się zorientować w
swojej pomyłce.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Ściskając w dłoni łup,
przebiegł jak wicher przez wyłożony wypaczoną, poczerniałą klepką korytarz, z
którego ścian spoglądały na niego karcącym wzrokiem obłażące z farby oblicza
wszystkich mniej i bardziej znamienitych Leijonsköldów. Czasem zastanawiało go,
czy owe surowe spojrzenia były czymś przekazywanym z ojca na syna czy też tylko
specyficzną manierą pozowania do portretów. Miał nadzieję, że nigdy się o tym
nie przekona. Zdecydowanie wolał swoje radosne spojrzenie na otaczający go
świat, a i spędzenie nieruchomo kilku godzin uważał za nie lada
wyzwanie.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Zdawał sobie jednak
sprawę, że prędzej czy później jego twarz dołączy do kolekcji chylącej się ku
upadkowi chwały rodu gdzie zamknięta w drewnianych ramach, stopniowo
przegryzana przez korniki, będzie spoglądać przez kolejne wieki na przyszłe
pokolenia. Teraz jednak nie poświęcił straszącym portretom nawet pojedynczej
myśli.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Nie zwalniając, wziął
ostry zakręt, ślizgając się po wytartej od setek stóp podłodzei wpadł w
poprzeczny korytarz, którego pozbawione obrazów, pobielone wapnem ściany, co
kilka kroków urozmaicone były prostymi drzwiami, poza mosiężnymi okuciami
zupełnie pozbawionymi ozdób. Czując jak przyspiesza mu tętno, samemu nie
wiedząc, czy to od biegu czy też od czekającej na niego tajemnicy, zwolnił
nieco i, ostrożnie stawiając stopy na nierównych, powybrzuszanych od wilgoci
klepkach, ruszył w stronę ostatniego skrzydła po prawej stronie korytarza.
Minął po drodze wejście do własnego pokoju, znajdującego się tuż obok gabinetu
ojca. Przy tym ostatnim zatrzymał się na moment, by sprawdzić, czy kogoś nie ma
w środku.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Delikatnie przyłożył ucho do szorstkiej powierzchni żywicznego lakieru i przez chwilę nasłuchiwał.
Żadnych szmerów przewracanych kart, żadnego chrapliwego oddechu. Wyglądało na
to, że w samotni najstarszego Leijonskölda nikogo nie ma. Zadowolony Örjan ruszył
przed siebie, oglądając pochwycony ze stolika przedmiot. Był to klucz. Prosty,
mosiężny, z rodzaju tych, które tkwiły w zamkach wszystkich pokoi we dworku. To
nie jednak ze względu na wygląd chłopak tak się cieszył mając go w końcu w
garści. Ekscytację budziło w nim to, do czego prowadził.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Otwierał drzwi do
tajemniczego pomieszczenia, które jak dotąd pozostawało dla Örjana zagadką,
będąc jednocześnie niezmiernie ważnym dla jego ojca. Dotychczas młody dziedzic
widywał klucz wyłącznie zawieszony na skórzanym rzemyku zwisającym z chudej
szyi mężczyzny. Kilkakrotnie udało mu się podejrzeć jak patriarcha rodu otwierał za jego pomocą sosnowe skrzydło i znika we wnętrzu pokoju na długie godziny.
Nie miał jednak najmniejszego pojęcia, co Vilhelm mógł tam robić. Próbował
podsłuchiwać, zaglądać przez dziurkę w zamku, raz nawet odważył się nacisnąć
ostrożnie na mosiężną klamkę, aby uchylić nieco rąbka tajemnicy – na próżno –
mężczyzna zamknął się od środka.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Jedynym, co udawało mu
się wyłowić były głębokie westchnienia i stukot ciężkich obcasów wybijających
równy rytm na drewnianej podłodze. Raz wydawało mu się, że słyszy coś, co w
pierwszym odruchu wziął za stłumiony szloch, jednak gdy tylko skupił się na
niewyraźnym dźwięku – ów zniknął. Szybko zrzucił niecodzienny odgłos na karb
swojej wybujałej wyobraźni – nawet przez głowę mu nie przeszło, że Vilhelm
Leijonsköld, dumny szlachetka zapatrzony w dawno przebrzmiałą świetność swojej
familii, człowiek, który w jednym spojrzeniu mógł zawrzeć cały swój gniew i
nienawiść do świata, byłby zdolny do podobnej chwili słabości. Nawet jeśli
przebywał za zamkniętymi drzwiami.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Spoglądanie przez
dziurkę od klucza również nie na wiele się zdało. Pokój odcinały od blasku
dnia grube, wypłowiałe od promieni słonecznych zasłony. Przez niewielki
otwór dostrzegał tylko niewyraźną grę cieni tańczących w niewielkim kręgu
rozjaśnionym przez chybotliwy płomień świecy. Odróżnił sekretarzyk, regał z
kilkoma oprawionymi w skórę tomami i krążącą tam i z powrotem, niczym zjawa,
sylwetkę ojca. Czasami starszy Leijonsköld zatapiał się w stojący przy stoliku
do pisania, głęboki fotel i siedział w nim nieruchomo, wpatrując się w
przeciwległą ścianę. Zdarzało mu się przy tym wzdychać przeraźliwie, jakby z
tęsknoty… Będąc zbyt leniwym, by oddać się nauce, Örjan wciąż pozostawał
niezwykle bystrym dzieckiem i dość szybko domyślił się, co trapi mężczyznę.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Sören. Odkąd sięgał
pamięcią, wszystko w niewielkim dworku Leijonsköldów podporządkowywało się woli
głowy rodu, a on z kolei owładnięty był zrodzoną z żalu do ludzi i Boga
obsesją, której źródło stanowił jego przedwcześnie zmarły pierworodny. Pamięć o
synu wydawała się towarzyszyć Vilhelmowi na każdym kroku i mieć wpływ na jego
codzienne życie. W domu panował absolutny zakaz posiadania broni, obowiązujący
wszystkich poza samym ojcem chłopaka. Nikt też w jego obecności nie wypowiadał na głos imienia Karola XI. Na każdą wzmiankę o monarsze mężczyzna
na przemian bladł i oblewał się paskudnym rumieńcem gniewu. Zaczynał wrzeszczeć
na nieostrożnego domownika, wykrzykując bluźnierstwa i oskarżenia, które, gdyby
dotarły do niewłaściwych uszu, mogłyby kosztować go życie – nazywanie króla
mordercą uchodziło za obrazę majestatu.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
To wszystko, wraz z
faktem, że nikt poza ojcem nigdy nawet nie spoglądał na zamknięte zazwyczaj
drzwi, dawało chłopakowi pewien pogląd na to, co mogło się za nimi ukrywać. Co
prawda, sama myśl o tym, że mógłby zostać przyłapany przez opiekuna na
myszkowaniu po pokoju jego ukochanego syna sprawiała, że po plecach Örjana
przechodziły zimne ciarki, jednak tylko dodawały one całej przygodzie odrobiny
pieprzu. Nigdy jeszcze nie cofnął się przed niczym w obawie przed karą i nie
miał najmniejszego zamiaru zrobić tego teraz. Podobne okazje nie trafiały się często.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Przebywając jeszcze w
komnacie guwernanta, ujrzał przez okno jak patriarcha rodu kieruje się w stronę
wsi w towarzystwie jakiegoś wysokiego mężczyzny obleczonego w brązowy płaszcz.
Łopoczący na wietrze materiał nadawał sylwetce nieznajomego kształtów
drapieżnego jastrzębia. Chłopak nie przypominał sobie, by wcześniej
widział we dworze tajemniczego gościa, jednak być może działo się tak za sprawą tego,
iż stał on odwrócony do niego tyłem, przez co nie mógł dostrzec jego rysów.
Obaj dorośli rozmawiali ze sobą przyciszonymi głosami, co młodzieniec mógł stwierdzić jedynie po żywej gestykulacji towarzyszącej przy tym obu stronom.
Nie zajmował sobie głowy rozmyślaniem nad tożsamością przybysza. Siedzibę Leijonsköldów często odwiedzali podróżni, którzy traktowali ją jako
przystanek w drodze do Sztokholmu. Zanim mężczyźni zdążyli zniknąć za zakrętem
drogi, Örjan miał już zaczątki planu, który miał go uwolnić od męczarni nauki.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Dokonawszy w głowie
przybliżonej kalkulacji stwierdził, że ojca nie było już od niemal godziny. Nie
wiedział kiedy może wrócić, toteż spodziewał się go w każdej chwili. Musiał się
spieszyć.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Stanął przed owianymi
przyjemną aurą tajemnicy drzwiami i z namaszczeniem, które nieraz oglądać można
było na twarzach ministrów odprawiających kościelne nabożeństwa, umieścił klucz
w zamku. Oporny mechanizm zazgrzytał żałośnie, na który to dźwięk chłopak
podskoczył niemal do powały, natychmiast cofając się od klamki jak oparzony i
rozglądając się dookoła. Był pewien, że hałas słyszano w samym królewskim
pałacu. Serce biło mu jak oszalałe, a zaciśnięte w pięści dłonie robiły się
mokre od potu. Twarda gula paniki stopniowo posuwała się w górę jego klatki piersiowej,
aż w końcu wydostała się na zewnątrz w postaci głębokiego westchnienia ulgi,
gdy dotarło do niego, że nikt go jeszcze nie przyłapał.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Ponownie podjął próbę
otwarcia drzwi, tym razem z większym zdecydowaniem. Jeden pewny przekręt i
delikatny pisk zardzewiałego od nieużywania mechanizmu dał mu znać, że może
przekroczyć próg.Nacisnął na klamkę. Również i ona stawiała opór, jednak siła
ciekawości Örjana była większa. Trzasnął cicho zamek i skrzydło uchyliło się
odrobinę wpuszczając do środka zaciemnionego pomieszczenia nieco światła z
korytarza. Przez niewielką szczelinę, chłopak widział prostokątny fragment
posadzki wyłożonej klepkami zużytymi identycznie jak te, które szpeciły podłogę
całej reszty dworu. Deski pokryte były ogromną ilością kurzu, wyglądającą jakby
nikt jej nie sprzątał od kilku dobrych lat, być może nawet dłużej. Jedynym
śladem obecności człowieka były odciśnięte w miękkim brudzie podeszwy butów, na
których osad zalegał jednie cieniutką
warstewką. Od razu rozpoznał w nich charakterystyczny wzór zostawiany
przez obuwie ojca.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Pchnął mocniej i, gdy
skrzydło uchyliło się na odpowiednią szerokość, wślizgnął się do środka,
wcześniej uważnie lustrując okolicę. Nikogo. Zatrzasnął za sobą drzwi. Jego
oczy potrzebowały kilku chwil, by przyzwyczaić się do panującego w pokoju
półmroku. Odruchowo zamrugał, starając się tym skłonić je do szybszego
działania. Grube, ciemnozielone zasłony wpuszczały do niewielkiego
pomieszczenia zaledwie kilka pojedynczych promyków słońca. W ich nikłym świetle
wirowały niezliczone drobinki kurzu, od czasu do czasu urozmaicane przez
wielkie, złocistoskrzydłe mole. Wiszący w powietrzu zapach stęchlizny dobitnie
świadczył o tym, że od dawna nikt nie zadał sobie trudu otwarcia okiennic. Wszystko
wyglądało jakby nie było używane od dłuższego już czasu.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Łaskoczący nos pył
pokrywał nie tylko podłogę – regał z książkami, wiszące na ścianach obrazy,
nawet stojące w kącie ogromne łoże przykryte brunatną narzutą – wszystko to
zatraciło swoje pierwotne barwy i straszyło teraz widmową szarością gradowych
chmur. Chłopak nie dziwił się już, dlaczego jego ojciec tak często zamyka się w
tej sypialni – wystrój i ciężka atmosfera nostalgiiznakomicie pasowały do
ponurego charakteru Vilhelma Leijonsköld. Z pewnością czuł się w tym miejscu
jak ryba w wodzie. Tutaj też, mógł pielęgnować swoją tęsknotę za straconym
synem oraz rozczarowanie tym żyjącym. Jedynymi miejscami, które nosiły
jakiekolwiek ślady czyjejś obecności były sekretarzyk i stojący przy nim
fotelobity obłażącą skórą .</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Zalegający na stoliku
kurz był w kilku miejscach wytarty i zdobiły go odciśnięte ślady dłoni
wyglądające tak, jakby ktoś w rozpaczy uderzył w wysłużone deski, natomiast
leżące na siedzisku krzesła poduszki były wymięte i rozrzucone w nieładzie
–Vilhelm najwyraźniej często zrywał się z nich w nagłym przypływie wzburzenia.
Świadczył o tym również ciągnący się od fotela w kierunku łóżka wydeptany
szlak. Łatwo było wyobrazić sobie głowę rodu, jak miota się tam i z powrotem,
wymachując gniewnie rękami i wygrażając domniemanym winowajcom.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Ostrożne, Örjan ruszył
w stronę regału z książkami. Nie interesowały go jednak na wpół zjedzone przez
mole tomy, a wiszący obok mebla obraz. Patrząc pod nogi, chłopak dokładał
wszelkich starań, by stawiać stopy w śladach odciśniętych już przez buty ojca.
Nie chciał zostawiać po sobie żadnych poszlak swojej obecności w pokoju Sörena.
Bo, że była to sypialnia jego nieżyjącego brata, nie miał już najmniejszych
wątpliwości.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Początkowa ekscytacja
związana z możliwością poznania tak pilnie strzeżonych przez rodzica tajemnic
minęła, zastąpiona lekkim zawodem. Pomieszczenie zdecydowanie traciło na swoim
uroku, gdy już się zajrzało do środka. Wielkością przypominało to, w którym
spał Örjan. Również umeblowaniem nie różniło się wielce. Ot, prosty stolik do
pisania, miękkie, wypchane rozłażącymi się wiórami krzesło i zbite z solidnych
desek łóżko. Tylko ów regał z książkami był czymś, czego u dziesięcioletniego
chłopaka próżno by się doszukiwać. Całości dopełniała stojąca w najodleglejszym
kącie garderoba – „bez zbędnych luksusów”, jak zwykł powtarzać ojciec. Prawda
jednak była znacznie bardziej gorzka.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Fortuna rodu
Leijonsköldów od dawna chyliła się już ku upadkowi. Jeszcze za czasów Wojny
Trzydziestoletniej pradziadek Örjana – Marten – wówczas młody, pełen oddania
dla Boga i króla oficer dragonów, z patriotycznych pobudek zaciągnął na własny
koszt pełen regiment rajtarii i oddał go
w ręce monarchy. Wzruszony Lew miał ponoć rzec do niego <i>„Gdyby każden, który pode mną służy, waści miał serce, nie
Habsburgowie, a Osmani drżeliby już przed naszymi szablami”</i>. Padały słowa o
rekompensatach, zaszczytach… Jednak trwała wojna. Chwała zyskiwana przez Szwecję
<i>Cum Deo et</i> <i>victribus armis</i> zgasła nagle przygaszona przez śmierć jej
największego wodza – Lew Północy poległ pod Lützen, zabierając ze sobą do grobu
obietnice, które składał.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Wraz z królem, życie na
ołtarzu Ojczyzny złożył i Marten, zostawiając po sobie rozpaczającą żonę z
dorosłym już synem oraz upadającą fortunę. Następczyni tronu nie miała pojęcia
o przysięgach ojca, a Leijsnköldowie już wtedy byli zbyt dumni, by dopominać
się o pieniądze. Pozostały majątek szybko zaczął topnieć. Należąca do rodu wieś
wyludniła się z powodu zaciągów – kobiety i dzieci pozostawione samym sobie
głodowały i umierały na przednówku… Przodkowie Vilhelma byli o wiele bardziej
ludzcy niż on. Nie wahali się oddać części i tak już skromnego dobytku tym
najbardziej dotkniętym przez wojnę.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Wciąż mieli swój dwór,
symbol dawnej chwały i świetności rodu, jednak z czasem – pozbawiony
niezbędnych do utrzymania go środków – zaczął popadać w ruinę. Ze smaganych
nieprzyjazną, skandynawską pogodą ścian odpadały płaty tynku, z których to ran
niczym krew wystawały czerwone cegły. Przy silniejszych ulewach przeciekał
dach, a srogi, zimowy wiatr hulał po komnatach, przedostając się przez
nieszczelne okna.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Stopniowa degeneracja
rodzinnej siedziby wcale nie wydawała się temperować wyższości z jaką ojciec
Örjana spoglądał na niższych sobie stanem – wręcz przeciwnie – zupełnie jakby
nie mogąc okazać swego lepszego pochodzenia poprzez wykwintny ubiór i
reprezentacyjną siedzibę, obrał on sobie za punkt honoru przypominanie każdemu
o swoim statucie. Dla chłopaka natomiast to, że urodził się w arystokratycznej
familii miało niewielkie znaczenie. Jego ulubionymi – i zresztą jedynymi –
towarzyszami zabaw były dzieci okolicznych chłopów, które zawsze traktowały go
ciepło i uprzejmie, czego nie mógł powiedzieć o ojcu.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Wydawało mu się nawet,
że byłby o wiele szczęśliwszy pochodząc z gminu. Całymi dniami mógłby biegać po
łąkach i lasach, łapać ropuchy i rzucać nimi w piszczące dziewczęta… Z całą pewnością
nikt nie zmuszałby go do czytania jakichś usypiająco nudnych przemyśleń dawno
nieżyjących ponuraków. Jak bowiem miał nazwać kogoś, kto pisze wiersze, w
których rozwodzi się nad kruchością i ulotnością życia? <i>Memento Mori</i>… Od pierwszego momentu, w którym usłyszał od
guwernanta to hasło wiedział, że mogli je wymyślić tylko fanatycy spędzający
całe życie na kolanach. Rózgi, które
otrzymał, gdy wypowiedział tę myśl na głos, wcale nie sprawiły, że zmienił
zdanie. Nabrał tylko jeszcze głębszej niechęci do religii. Jeśli Bóg jest taki
miłościwy, to dlaczego pozwala, by w Jego imieniu łojono mu skórę?</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Na samo wspomnienie
świstu wierzbowej gałązki przełknął głośno ślinę. Jeśli ktoś go przyłapie i
doniesie ojcu, lub co gorsza zjawi się on osobiście… Następnej lekcji
guwernanta wysłucha na stojąco. Póki co jednak, nic nie wskazywało na to, by
zauważono jego wtargnięcie do samotni głowy rodziny.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Rzucił pobieżne
spojrzenie na tytuły stojących w równym rzędzie tomów, jednak ciągi liter
mieszały się mu przed oczami i nie potrafił wyciągnąć z nich żadnego sensownego
słowa. Sięgnął po pierwszą z brzegu księgę i pospiesznie przerzucił pożółkłe
stronnice w poszukiwaniu rycin. Nie znajdując
żadnej, pieczołowicie odstawił wolumin na poprzednie miejsce, uważając,
by nie naruszyć pokrywającej półkę warstwy kurzu. Znudzony, odwrócił wzrok od
regału i zaczął uważnie studiować wiszący na ścianie obraz. </div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Obraz przedstawiał dość
wysokiego młodzieńca o opadających falami na ramiona kruczoczarnych włosach, w
których Örjan natychmiast rozpoznał dłuższą kopię swoich własnych kosmyków,
odziedziczonych po matce. Okolona nimi twarz również miała w sobie wiele z
oblicza, które spoglądało na niego za każdym razem, gdy stanął przed lustrem.
Zakrzywiony, orli nos zadarty nieco do góry w geście znamionującym próżność lub
zniecierpliwienie, delikatnie zarysowane kości policzkowe i wąskie, orzechowe
oczy sprawiały, że patrząc na Sörena, chłopak zrozumiał, że tak właśnie będzie
wyglądał w przyszłości – podobieństwo było aż nadto widoczne. Zastanawiał się,
czy ojciec też przypominał kiedyś tego uśmiechniętego młodzieńca. Spróbował
odjąć mu w wyobraźni nieco lat, zagęścić czuprynę… Nie potrafił jedynie pozbyć
się z twarzy mężczyzny owego ponurego wyrazu, który wydawał się do niej
przyklejony na stałe.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Obrzucił postać brata
kolejnym długim spojrzeniem. Nigdy wcześniej nie widział jego portretu. W całym
dworze próżno by szukać czegokolwiek, co odnosiłoby się do nieżyjącego członka
rodziny. Teraz już wiedział dlaczego. Vilhelm musiał ukryć wszystko w tym
ciemnym pokoju, z dala od światła dziennego, by móc w spokoju i samotności
podsycać w sobie wciąż jasno płonącą żałobę.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Sądząc po ciemnym
zaroście zdobiącym policzki Sörena, portret musiał zostać wykonany niedługo
przed jego egzekucją. Z opowieści ojca wiedział, że brat miał wówczas jedynie
dziewiętnaście lat. Na tyle mniej więcej wyglądał – ubrany w ciemny, myśliwski
kolet, z guldynką wspartą na prawym ramieniu. Zadziorny uśmiech, który błąkał
się po ustach mężczyzny wyglądał jakby rzucał on wyzwanie nieubłaganemu losowi,
który w przypływie poczucia humoru postanowił okrutnie sobie z niego zakpić,
obracając przeciwko młodzieńcowi jego największą pasję.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Łowiąc każdy, nawet najmniejszy
szczegół spoglądającej na niego ze ściany postaci, Örjan na początku nie
usłyszał zbliżających się korytarzem ciężkich kroków. Dopiero zgrzyt naciskanej
klamki wyrwał go z letargu.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Nagły odgłos zabrzmiał
w jego uszach jak wystrzał armatni. Po raz drugi tego dnia podskoczył
przestraszony, tym razem będąc w pełni usprawiedliwionym. Ktoś wchodził do
pokoju! Dopiero teraz przypomniał sobie, że przy całej swojej ostrożności jaką
powziął, by nie zostawić za sobą śladów, zapomniał o najbardziej oczywistej
rzeczy. Klucz. Zostawił go w zamku. Każdy kto przechodził korytarzem mógł
dostrzec, że ktoś wtargnął do sypialni Sörena. Przez myśli przemknęła mu
cała gama najbardziej wymyślnych i
wyszukanych przekleństw, jednak nic, co mogłoby go uratować przed wykryciem.
Nie miał nawet czasu się ukryć.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Drzwi rozwarły się na
całą szerokość, wpuszczając do pomieszczenia falę jasnego światła, które
boleśnie raniło oczy chłopaka. Odruchowo zasłonił twarz dłońmi i zamrugał
kilkakrotnie chcąc pozbyć się tańczących mu pod powiekami kolorowych plam.
Tymczasem w wejściu pojawiła się czyjaś przysadzista, ciemna sylwetka. Przez
chwilę nic się nie działo, nie padło ani jedno słowo. Powietrze wydawało się
ciężkie i duszne od oczekiwania, zupełnie jak przed burzą. Czując, jak cała
krew odpływa mu z twarzy, Örjan wstrzymał oddech w oczekiwaniu. Spodziewał się
wrzasków, wymówek, ciosów…</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
– Wyjdź stąd… – Głos
ojca był nienaturalnie cichy i opanowany, zupełnie jakby przepełniająca go furia
osiągnęła swój punkt kulminacyjny i wciąż rosła, aż w końcu zamieniła się w
lodowaty spokój. Po plecach chłopaka przebiegł zimny dreszcz, a jego nogi
zamieniły się w dwa worki wypełnione włosiem. Chociaż niemal czuł, jak jego
umysł rozpaczliwie stara się wypełnić polecenie mężczyzny, nie był w stanie
zrobić najmniejszego kroku. Strach zupełnie go sparaliżował. Był przyzwyczajony
do słuchania przytyków, zdążył już nawet przywyknąć do rózg, które regularnie dostawał… Spokojny
ton ojca przerażał go okrutnie. Z łatwością mógł sobie wyobrazić, że takim
właśnie głosem Śmierć woła swoje ofiary.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Widząc, że chłopak nie
jest zdolny do wykonania polecenia, Vilhelm ruszył szybkim krokiem w jego
stronę, wzbudzając w zastałym powietrzu sypialni echa podkutych butów do jazdy
konnej, uderzających o dębowe klepki. W ślad za nim podążył niewielki tuman
kurzu błyszczącego i wirującego w świetle padającym z korytarza. Drażniący pył
zaatakował nos Örjana. Przerażony nagłym pojawieniem się ojca, chłopak starał
się ze wszystkich sił opanować przemożną chęć zasłonięcia twarzy, będąc pewnym,
że najmniejszy ruch z jego strony wyrwie mężczyznę z owego lodowatego spokoju i
rozpęta prawdziwą burzę.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Równocześnie robił co
mógł, by uspokoić podrażnione nozdrza, obawiając się zakłócić ciężką atmosferę,
którą wniósł ze sobą patriarcha. Co prawda udało mu się opanować potrzebę
kichnięcia, jednak kosztem jego wysiłków były pojedyncze łzy, które zebrały się
w kącikach orzechowych oczu chłopaka. Ze zgrozą pomyślał, że ojciec weźmie je
za oznakę tchórzostwa i słabości, co dodatkowo podsyci gniew mężczyzny.
Zbierając całą swoją dziecięcą dumę okaleczoną przez nieustanną krytykę ze
strony rodzica, Örjan postanowił nie dać mu tej satysfakcji i, przezwyciężając
strach, wyprostował się, hardo unosząc głowę do góry. Nawet nie zdając sobie z
tego sprawy, przybrał postawę w jakiej malarz przedstawił Sörena na portrecie
wiszącym za jego plecami.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
– Witaj, ojcze…</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Pomimo chęci i twardej,
jak zdawałoby się, determinacji, nie był w stanie nadać swemu głosowi choćby
odrobiny godności. Gdy tylko otworzył usta wiedział już, że popełnił błąd. Jego
umysł miał jasne intencje, jednak dorastające pod twardymi rządami ojca ciało,
buntowało się przeciwko rzuceniu głowie rodu tak jawnego wyzwania. Cała
śmiałość, cały spryt i beztroska, które Örjan przejawiał w kontaktach z innymi
ludźmi, gasły jak płomień świecy, zalane przez promieniujące od postaci
Vilhelma fale pogardy. Tak, pogardy. Patrząc w obrysowane czerwonymi
podkówkami, gorejące oczy ojca, chłopak nie widział w nich gniewu. Spod
siwiejących, krzaczastych, jakby w kontraście do łysiejącej czaszki, brwi
spoglądały na niego dwie bezdenne otchłanie wypełnione smolistą mieszaniną
wzgardy i wyrzutu.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Z wysuszonej i
oszpeconej przez wiecznie obecny grymas niechęci twarzy mężczyzny, Örjan w tej
jednej, pełnej napięcia chwili był w stanie odczytać emocje targające Vilhelmem
Leijonsköldem. Zwykle starannie skrywane pod maską urazy, teraz, w momencie
szczególnego wzburzenia, wypłynęły na wierzch. Żadne dziecko nie powinno
oglądać podobnego wyrazu w rysach rodzica. Żaden rodzic nie powinien
pielęgnować podobnych uczuć do dziecka…</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Choć miał jedynie
dziesięć lat i przez większość domowników uważany był za niezbyt rozgarniętego,
młody dziedzic posiadał wyjątkową jak na swój wiek zdolność postrzegania świata
i czasem wystarczył mu jeden gest, grymas czy nieopatrznie wypowiedziane słowo,
by dostrzec ukrywający się za tymi drobnymi znakami głębszy sens… Nie
potrzebował żadnych cierpkich uwag, żeby odczytać myśli ojca. Wątła postać
mężczyzny promieniowała jednym, silnym niczym górska lawina uczuciem – zawodem.
Był pewien, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, że Vilhelm Leijonsköld całą
esencją swej ponurej duszy żałuje, ze okrutny los odebrał mu Sörena, zostawiając
Örjana.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Wcale nie czuł się
zaskoczony. Od dawna podejrzewał, że patriarcha rodu byłby o wiele
szczęśliwszy, gdyby to młodszy syn umarł – teraz był już tego pewny. Próbował
odszukać w sobie choćby cień żalu, najdrobniejszą iskierkę synowskiej miłości,
która zgasłaby w konfrontacji z bezbrzeżną nienawiścią, jaka wychodziła jej
naprzeciw… Nic jednak nie udało mu się znaleźć. Odkąd pamiętał, ojciec miał dla
niego jedynie ostre słowa przetykane surowymi reprymendami i wysokimi
wymaganiami, którym nigdy nie potrafił sprostać. Zupełnie jakby mężczyzna
celowo żądał od niego zbyt wiele, by móc podsycać w sobie zawód jednym
spadkobiercą.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Żadne wspomnienia
związane z opiekunem nie były radosne – pierwsza jazda konna, na której zamiast
pocieszenia, którego oczekiwał jako potłuczony, łkający sześciolatek, otrzymał
naganę za nieprzystojące mężczyźnie z wysokiego rodu łzy… Drewniany miecz,
który otrzymał na piąte urodziny został na specjalne polecenie ojca wypełniony
ołowiem i był tak ciężki, że chłopak z trudem mógł go unieść w swych cienkich
rączkach. Mężczyzna bezlitośnie zmuszał go do długich treningów, surowo karząc
za płaczliwe prośby o przerwę… Co prawda, dzięki temu Örjan wyrósł może i na
niezbyt wysokiego, ale za to solidnie zbudowanego, szerokiego w barkach
dziesięciolatka, rozwiniętego znacznie bardziej niż większość jego rówieśników,
nie zmieniało to jednak faktu, że w wyniku tych wszystkich traumatycznych
przeżyć, nie darzył ojca miłością.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
„Nienawiść” zawsze
wydawała mu się nieodpowiednim słowem w stosunku do uczuć, które do niego
żywił. Sugerowała, że mężczyzna cokolwiek dla niego znaczy, a tak zdecydowanie
nie było. Zastanawiał się kiedyś nad tym i doszedł do wniosku, iż do głowy rodu
odczuwa całkowitą obojętność, zupełnie jak do kogoś obcego, kogo należy się
bać, ale nie poświęca się mu uwagi, gdy nie ma go w pobliżu. Teraz jednak,
znajdował się tuż przy nim i chłopak czuł jak zimny pot występuje mu na plecy.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Ukryta w długim rękawie
ciemnego płaszcza, zakrzywiona niczym szpony drapieżnego ptaka, dłoń sięgnęła w
kierunku Örjana i zacisnęła się wokół jego przedramienia. Palące iskierki bólu
pobiegły wzdłuż uwięzionej w stalowym uścisku kończyny, powodując, że z ust
dziedzica wyrwał się zduszony jęk. Nie próbując nawet oswobodzić się z pewnego
uchwytu ojca, chłopak posłusznie podążył za ciągnącym go niemal w kierunku
wyjścia, wciąż milczącym mężczyzną, który – jakby prowokując go do próby
sprzeciwu – miażdżył mu rękę w coraz silniejszym chwycie.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Wywlókłszy syna na
korytarz, Wilhelm szybkim krokiem,którym zmusił Örjana do truchtu, skierował
się ku pobliskim drzwiom prowadzącym do swego gabinetu. Niecierpliwym ruchem
uchylił lakierowane skrzydło i wepchnął chłopca do środka,samemu pozostając na
korytarzu. Chwilę później zdezorientowany dziedzic usłyszał trzask
przekręcanego w zamku klucza, a zaraz potem oddalające się kroki. Po kilku
sekundach dźwięk ustał, zastąpiony przez szaleńcze bicie jego własnego serca.
Korzystając z chwilowego odroczenia kary, która – był pewny – go nie ominie,
zaczął rozmyślać nad sposobem na wykaraskanie się ze swojej rozpaczliwej
sytuacji.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Co mógł powiedzieć na
swoje usprawiedliwienie? Potarł ostrożnie przedramię i wykonał kilka wymachów
ręką, by rozruszać obolały mięsień. Sądząc po sile, jaką ojciec włożył w samo
wyciągnięcie go z sypialni Sörena, wpadł w naprawdę poważne tarapaty. Jego
spojrzenie całkowicie bezwolnie powędrowało w stronę przeciwległej ściany, przy
której stało biurko patriarchy. Mężczyzna zwykł zasiadać przy nim i przeglądać
sterty dokumentów, równocześnie wygłaszając pod adresem syna długie tyrady, w
których podkreślał każdą, nawet najdrobniejszą jego porażkę. Tuż nad
kunsztownie wykonanym z ciemnego drewna meblem, wisiała na żelaznym haku
zrobiona z twardego rzemienia, trójpalczasta dyscyplina, trzymana przez
Vilhelma na „specjalne okazje”.Sprowadzały się one do każdego występku, na
którym patriarcha przyłapywał Örjana osobiście. Rózgi wymierzane przez
niemieckiego guwernanta były niczym w porównaniu z lekcjami wpajanymi ciężką,
ojcowską ręką.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Do głowy zaczęły mu
przychodzić dziesiątki pomysłów, jednak żaden z nich z pewnością nie byłby w
stanie przekonać wściekłego mężczyzny. Wydawało się, że chłosta jest
nieunikniona i chłopak czuł już opadające razy rzemieni, a ciało w najbardziej
narażonej na nie części mrowiło go tysiącami delikatnych igiełek strachu.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Chcąc odegnać ponure
myśli choć na chwilę, oderwał wzrok od wiszącej nad nim w niemej groźbie
dyscypliny i zaczął się wpatrywać w wymalowany tuż obok niej herb
Leijonsköldów. Mnogość elementów i jaskrawa kolorystka znakomicie komponowała
się z napuszonym sposobem bycia głowy familii, zupełnie jakby sama barwa rodu
ogłaszała wszem i wobec o jego arystokracji. Dla chłopaka, który spędził długie
godziny na nauce heraldyki był on zawsze zbyt krzykliwy i pretensjonalny.
Zdecydowanie bardziej podobała mu się prostota wolich rogów na tarczy
Oxenstiernów czy puchacza Essenów.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Otoczony na przemian
złotymi i srebrnymi labrami na czerwono-błękitnym tle, kartusz nie posiadał
popularnych wśród niektórych familii trzymaczy, jednak był to jedyny element, z
którego zrezygnowali przodkowie Örjana. Pole zostało podzielone na pięć tarcz
–w lewym górnym i prawym dolnym rogu, wymalowano na nich białą szarfę biegnącą
przez stalowoszare tło, a w pozostałych dwóch były to skrzyżowane klucze
świętego Piotra zwieńczone szlachecką koroną, odbijające się srebrem od
ciemnego szkarłatu. Było to połączenie herbów dwóch związanych małżeństwem
domów, które tworząc unię, dały podwaliny pod familię Leijonsköld.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Pośrodku pola, unosząc
się dumnie na tylnych łapach stał oddany w przepysznym złocie lew, najpóźniej
dodany element, jedyna pamiątka po łasce Gustawa Adolfa. Szeroko rozwarta w
zwycięskim ryku paszcza bestii ukazywała światu czerwoną serpentynę języka,
który w mniemaniu chłopaka wyglądał raczej jak wydobywający się z pyska
zwierzęcia strumień płomieni. W lewej łapie, stwór trzymał sztandar z kotwicą,
a w prawej, podniesionej do góry, ściskał wznoszący się do uderzenia rapier,
mający zapewne przypominać o ufundowanym przez Martena regimencie. Grzywiasty łeb
również zakończony był koroną, niewątpliwie mającą odnosić się do postaci
samego Lwa Północy i przypominać każdemu kto na niego spojrzy, że ród cieszy
się królewską łaską. By dopasować się do panującej w całej Szwecji modły,
bestia stała na tle ciemnego błękitu.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Nad kartuszem unosiła
się kolejna już w herbie korona, tym razem o wiele większa niż jej
poprzedniczki – i nic dziwnego – zakończony aż siedmioma fleuronami diadem, na
którego otoku dumnie błyszczały trzy ogromne, rubinowe gałki, symbolizował
status hrabiowski, który kiedyś musiał przechodzić z pokolenia na pokolenie.
Wszystko skończyło się wraz z wprowadzeniem przez Karola XI rządów absolutnych
i zniesieniu baronii i hrabstw. Barwa pozostała jednak bez zmian. Był to
kolejny powód, dla którego ojciec chłopaka nienawidził swego suwerena – odebrał
on i tak już upadającemu rodowi resztki dawnej świetności, pozbawiając go
nieznaczącego wiele w wymiarze politycznym, lecz wciąż ważnego dla Vilhelma
tytułu. Mieniące się złotem nakrycie głowy ustawicznie przypominało mężczyźnie
o doznanej krzywdzie.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Po obu stronach korony,
niczym czuwający nad jej bezpieczeństwem strażnicy, wartę pełniły dwa okrągłe
hełmy rycerskie zasłonięte wykonanymi z cennego kruszcu przyłbicami przetykanymi
szkarłatem. Z czubka głowy tego po lewej wyrastały długie, błękitno-czerwone
skrzydła osłaniające przewijający się w polu symbol strażniczy świętego Piotra,
drugi natomiast – niczym kapelusz – nosił wizerunek ryczącego lwa. Oczywiście
nie mogło zabraknąć podkreślanej w każdym calu herbu arystokratycznej dumy w
postaci złotych diademów wieńczących skronie obu rycerzy. Na szczęście,
darowano sobie wstęgę z dewizą rodu, za co Örjan był wdzięczny. Napuszona
sentencja z pewnością ucieszyłaby jego ojca – jeśli oczywiście potrafił się on
cieszyć – jednak dla niego byłaby jedynie kolejnym zbędnym elementem, tego, co
powinno być proste i łatwe do zapamiętania.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Studiowanie
olbrzymiego, zajmującego niemal całą ścianę malunku było może i nudne, jednak pozwoliło
mu na chwilę oderwać się od niewesołych rozważań, w których wyobrażał sobie
dziesiątki możliwych scenariuszy, jakimi potoczyć się mogą jego dalsze losy po
dzisiejszym dniu. Niczego nie wykluczał. Niejednokrotnie widział ojca targanego
spazmami gniewu, tym razem jednak było zupełnie inaczej. Nieuchwytny szept w
głowie podpowiadał Örjanowi, że przekroczył jakąś niewidzialną granicę
ustanowioną przez mężczyznę już dawno temu. Przelatujące myśli podsuwały mu
obrazy opiekuna wypędzającego go z domu i chociaż próbował się przekonać o
niemożności takiego obrotu spraw, nie potrafił tego zrobić.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Był pewien, że matka
rozpaczałaby nad jego losem, jednak nie sprzeciwiłaby się ojcu zbyt otwarcie.
Tak było od zawsze. Drobna, pozbawiona pewności siebie, zahukana przez
zaborczego męża Johanna Leijonsköld nigdy nie potrafiła namówić mężczyzny do
zmiany zdania, gdy ten już raz podjął decyzję. Ograniczała się do wysłuchiwania
skarg Örjana, kiedy przychodził do niej z obolałą od solidnych razów skórą, lecz
ani razu nie powstrzymała Vilhelma przed ich zadawaniem. Chłopak miał do niej o
to odrobinę żalu, doskonale jednak wiedział jak przerażającym człowiekiem
potrafi być ojciec. Cały dwór drżał przed nim ze strachu i jedynie jego matka,
Sigrid, potrafiła czynić mu wyrzuty. Reszta – żona, syn i nieliczna służba–
odwracała zatrwożone twarze na najlżejszy cień przebiegający przez twarz głowy
rodu i czym prędzej znikała mu z oczu.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Młodzieniec zadrżał.
Perspektywa wyrzucenia z domu wydawała mu się coraz bardziej prawdopodobna… Coś
leżącego na biurku ojca przykuło jego uwagę. Nie pamiętał, by kiedykolwiek
widział dziwaczny przedmiot w rękach mężczyzny, a przecież w jego gabinecie
spędził naprawdę mnóstwo czasu… Ciekawość wynurzyła się zza spowitego ponurymi
rozważaniami umysłu chłopaka niczym słońce przebijające się przez burzowe
chmury. Całkowicie zapominając o tym, że poprzednie znalezisko ściągnęło na
niego poważne kłopoty, podbiegł do zawalonego stosami niepoukładanych
dokumentów blatu i przyjrzał się z bliska leżącemu na nich kawałkowi złocistego
metalu.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Przedmiot wyglądał jak
przycisk do papieru, jednak był zdecydowanie za lekki, by nim być. Cienkie
blaszki, złożone z rozchodzących się z centrum tajemniczej rzeczy promieni,
tworzyły ośmioramienną gwiazdę, pośrodku której wybito ciemnobłękitny krzyż
zbudowany z czterech identycznych trójkątów.
Ostrożnie wyciągnął rękę i podniósł ów przedmiot. Wodził palcami po jego
karbowanej, lśniącej ciepłym, złotym blaskiem powierzchni i zastanawiał się cóż
to takiego może być. Tknięty nagłą myślą, obrócił gwiazdę w dłoni, aby zerknąć
na awers. Intuicja nie myliła go – na odwrocie była wyryta sentencja w jakimś
nieznanym chłopakowi języku.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Co prawda, wciąż nie
potrafił czytać, jednak spędził nad przeglądaniem tekstów w swej ojczystej
mowie dość czasu, by wiedzieć, że dziwaczne, pochyłe pismo pochodzi z zupełnie
innego alfabetu. W zasadzie, znaki wyglądały bardziej jak starożytne runy
wikingów, które pokazywał mu kiedyś guwernant, niż prawdziwe litery. Przesuwał
wzrokiem po dziwacznej inskrypcji od lewej do prawej i odwrotnie, próbując za
wszelką cenę wyłowić coś znajomego – bezskutecznie. Nie rozumiał co prawda, co
ono oznacza, jednak obraz zdania już po kilku chwilach utrwalił mu się w pamięci: „Пётр I Алексеевич”.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Po raz pierwszy w życiu
odczuwając frustrację swoją nieumiejętnością czytania, Örjan rzucił długie
spojrzenie spiętrzonym dokumentom leżącym na biurku. Był niemalże pewny, że
znalazłby w nich coś, co naprowadziłoby go na właściwy trop, dzięki czemu
zaspokoiłby swą palącą ciekawość. Z westchnieniem rezygnacji odłożył przedmiot
na miejsce i zaczął się rozglądać w poszukiwaniu kolejnej interesującej rzeczy.
Nie pamiętał, czy kiedykolwiek wcześniej miał szansę dokładnie zbadać gabinet
ojca. Zanim jednak zdążył zwrócić swoją uwagę ku nowej rozrywce, z korytarza
dobiegł go przytłumiony przez grube ściany odgłos podniesionych głosów
zbliżających się w jego kierunku.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Natychmiast rozpoznał
szorstki, zdecydowany ton ojca i zniekształcony przez łzy krzyk matki
błagającej go o coś, na co mężczyzna nie chciał się zgodzić. Odpowiadał jej
krótkimi, nieznoszącymi sprzeciwu zdaniami, które wywoływały u kobiety kolejne
fale szlochów. Zamarł na chwilę w bezruchu i ze wstrzymanym oddechem,
nasłuchując uważnie zbliżających się dźwięków, jednak nie potrafił wyłowić
poszczególnych słów. Spodziewając się tego, co będzie dalej, pospiesznie
odsunął się od biurka, aby dodatkowo nie denerwować ojca. Myszkowanie w sypialni
Sörena w połączeniu z przeglądaniem osobistych przedmiotów głowy rodu… Wolał
nawet nie myśleć, co spotkałoby go za podobną zuchwałość.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Ledwo zdążył zająć
neutralną pozycję pośrodku gabinetu, drzwi na korytarz otwarły się gwałtownie i
do środka wpadła targana spazmami Johanna. Widząc swego jedynego syna, kobieta
rozpłakała się jeszcze bardziej i popędziła w jego stronę. Dopadła do niego i,
padłszy na kolana zamknęła go opiekuńczo w swoich wątłych ramionach, jakby
chciała własnym ciałem ochronić chłopca przed gniewem męża. Jej twarz była
czerwona i opuchnięta od płaczu. Rozsypane w nieładzie kosmyki wciąż jeszcze
czarnych włosów, tańczyły wokół głowy Örjana, gdy matka zasypywała go mokrymi
od łez pocałunkami. Drobne dłonie z zadziwiającą siłą przyciskały go do obfitej
piersi i zaskoczony chłopak poczuł jak wyduszają z niego oddech.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Gorące strumyki
skapywały na policzki młodego dziedzica i opadały wzdłuż nosa, sprawiając
wrażenie, że to on sam szlocha nad swym, wciąż zresztą nieznanym sobie, losem.
W przerwach między okazywaniem synowi czułości i głośnym łkaniem, Johanna
próbowała coś mówić, uspokajać go, jednak samej będąc pod wpływem ogromnych
emocji nie była w stanie złożyć zrozumiałego zdania. Targające nią spazmy
niewiele pomagały w kwestii komunikacji. Jej przeraźliwa rozpacz potwierdziła
najgorsze obawy Örjana. Cóż bowiem innego mogłoby spowodować podobne zachowanie
matki? Rzucił ojcu nienawistne spojrzenie ponad ramieniem obejmującej go
kobiety. Odkrył w sobie właśnie ogromne pokłady tego uczucia, o których
wcześniej nie miał pojęcia.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Nie myślał w tym
przypadku o swojej sytuacji. Bardziej martwił go los Johanny, która pozostanie
we dworze sama, zdana na łaskę i niełaskę męża, nie mając nikogo, kto mógłby przynieść
jej choćby cień pocieszenia. Straci drugiego już syna, a w zamian otrzyma
dożywotnie więzienie, pod jednym dachem z chodzącym wcieleniem nienawiści do
świata. Otoczył szyję kobiety opiekuńczym uściskiem i wtulił twarz w jej
pachnące sosnowym dymem włosy. Najprawdopodobniej nadzorowała właśnie w kuchni
przyrządzanie posiłku, kiedy wpadł tam rozsierdzony Vilhelm. Próbując pocieszyć
niewiastę, wyszeptał jej do ucha kilka pokrzepiających słów, które nie na wiele
się jednak zdały, ponieważ jemu samemu trudno w nie było uwierzyć. Wcale nie
uważał, że wszystko będzie dobrze.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Czekają, aż patriarcha
ogłosi wyrok, Örjan powziął twardą decyzję, że nie da po sobie poznać jak
bardzo przerażony jest perspektywą wypędzenia z domu. Ułożył już sobie w głowie
początek planu – uda się do wsi i poprosi jedną z chłopskich rodzin o
przygarnięcie. Będzie spał w stajni jeśli będzie trzeba, zrywał się o świcie i
pracował na swoje utrzymanie… A co najważniejsze – nigdy już nie wróci do
dworku w Solnie i nie odezwie się do swego ojca. Zdążył już nawet wyobrazić
sobie jak zrozumiawszy okrucieństwo swej decyzji, Vilhelm odwiedza go i błaga
ze łzami w oczach o powrót. Widział go wtedy jako niedołężnego staruszka, który
potrzebuje jego pomocy… Przez chwile napawał się tym obrazem, a potem
bezlitośnie zmiażdżył nadzieje płaczącego widma, odwracając się od niego
plecami, tak jak teraz ojciec odwracał się od niego.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Podążający za żoną
mężczyzna przystanął dwa kroki za progiem gabinetu i spoglądał na toczącą się
przed jego oczami scenę z mieszaniną odrazy i wzburzenia. Zapewne nie wyobrażał
sobie jak to jest możliwe, że Johanna nie przyjęła jego decyzji z pokorą, jak
przystało na dobrą małżonkę. Dał kobiecie chwilę na wypłakanie się, po czym
podszedł bliżej, wbijając w twarz Örjana twardy, nieugięty wzrok, w którym
chłopak dostrzegał lustrzane odbicie nienawiści płonącej w jego własnych
źrenicach. Gdyby siła wzajemnej niechęci mogła niszczyć, cały dwór w mgnieniu
oka zamieniłby się dymiącą stertę zgliszczy i gruzów.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
– Chcesz coś
powiedzieć, synu?</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Ostatni wyraz mężczyzna
nasycił tak ogromną ilością jadu, że zdawał się on skapywać z jego języka i
wypalać dziury w dębowej podłodze. Pytanie było oczywistą prowokacją, mającą
przerwać tamę wzniesioną przez chłopaka i trzymającą jego emocje na wodzy –
ojciec podpuszczał go do napytania sobie jeszcze większych kłopotów. Przez
moment, Örjan zastanawiał się czy nie dać upust swym rosnącym od dziesięciu lat
żalom do opiekuna, jednak w końcu zrezygnował. Gorsze od wyrzucenia z domu było
tylko wyrzucenie z domu poprzedzone chłostą. Postanowił zignorować słowa
patriarchy. Zamiast mu odpowiadać, wpatrywał się w niego, z uporem nie
odwracając wzroku od jego gorejących oczu. Biorąc milczenie syna za oznakę
słabości charakteru, Vilhelm wykrzywił kpiąco usta – tylko na taki uśmiech było
go kiedykolwiek stać.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
– Dobrze. W końcu
nabrałeś choć namiastki pokory. Wkrótce przekonasz się, że życie było dla
ciebie jak dotąd zbyt łaskawe… Wszyscy w tym domu traktowali cię jak
szczeniaka, którego nosi się na rękach i rozpuszcza! – Oskarżycielsko
wyciągnięty palec wycelował w pierś chłopaka, który nie wiedział, czy powinien
się bać zbliżającej się kary, czy roześmiać na jawną obłudę wynikającą ze słów
ojca. – Zapomnieli, że jeśli szczeniak nie nauczy się gryźć za młodu, starość
spędzi skulony przy płonących węglach! Dość tego!</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Ton tego, co
zapowiadało się na kolejną tyradę, z których znany był Vilhelm, podnosił się z
każdym wypowiadanym słowem i wkrótce zapewne miał zamienić się we wrzask, który
będzie słychać w całej okolicy. Coraz bardziej dając się ponieść emocjom,
mężczyzna zaczął krążyć niespokojnie tami z powrotem, zamaszystymi ruchami
ramion podkreślając wagę każdego wyrazu, który opuścił jego usta. Od razu widać
było, że uwielbia brzmienie własnego głosu.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Słuchająca męża Johanna
wciąż płakała i tuliła się rozpaczliwie do syna. Przez cienki materiał
wytartej, koronkowej sukni, którą miała na sobie, Örjan czuł jej przyspieszone
bicie serca. Pogładził delikatnie chude plecy matki, nie odrywając przy tym
wzroku od miotającego się po gabinecie ojca.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
– Odkąd byłeś mały
wiedziałem,– nie raczył nawet spojrzeć na syna, do którego się zwracał – że nie przyniesiesz chwały naszemu rodowi…
Spadałeś z koni, płakałeś przy najdrobniejszym zadrapaniu… Na Boga, nie
potrafisz czytać ani pisać! Twój brat mając dziesięć lat wyprawiał się już na
samotne polowania…–Uświadomiwszy sobie co powiedział, mężczyzna zatrzymał się w
swoim niestrudzonym marszu i jakby oklapł. Przez jego twarz przebiegł
tajemniczy cień, być może był to smutek – Uwielbiał je… Ty nawet nie umiesz
strzelać!</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Jeśli rzeczywiście miał chwilę słabości, patriarcha doszedł już
do siebie. Ciężkie obcasy wysokich oficerek wznowiły swoje monotonne uderzenia
w podłogę. Przez głowę chłopaka przebiegła buntownicza myśl – odkąd pamiętał,
nikt z dworku oprócz Vilhelma nie miał prawa używać broni palnej. Skąd więc
mógłby posiadać umiejętność jej obsługi? Zachował jednak ową uwagę dla siebie.
Zaczynał już powoli tracić cierpliwość. Wracała jego zwykła fantazja i
optymistyczne spojrzenie na świat, a wraz z nimi pojawiły się pierwsze oznaki
znudzenia. Jeśli miał zostać wyrzucony z domu, nie musiał chyba wysłuchiwać
kolejnego, boleśnie ciągnącego się kazania?</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
– Twoja matka –
niecierpliwym gestem wskazał w stronę roniącej łzy kobiety, która zwisała z
szyi Örjana – próbując cię chronić, uczyniła z ciebie rozwydrzonego, krnąbrnego
młokosa, który nie ma za grosz szacunku do lepszych od siebie. Ale to się
zmieni… Zmieni się, jakem Leijonsköld!</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Zaciekawiony chłopak
nadstawił uważniej uszu. Stłumione szlochy matki powoli zaczynały się
uspokajać. Ustały też potoki łez, którymi zalewała mu kołnierz lnianej koszuli.
Jakby dla podkreślenia wagi swoich słów, ojciec po raz kolejny zatrzymał się i
uderzył pięścią w otwartą dłoń drugiej ręki.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
– Najwyższy czas zrobić
z ciebie mężczyznę! – Oczy Vilhelma świeciły niezdrowym blaskiem. – Wysyłam cię
na dwór królewski.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Johanna, która wydawała
się już powoli godzić z ową straszliwą wizją rozłąki z jedynym dzieckiem,
ponownie rozpłakała się głośno i zasypała Örjana kolejną falą czułości. Przez
chwilę chłopak nie wiedział jak zareagować. Jego oczekiwania po części okazały
się słuszne – ojciec wyrzucał go z domu – nie był jednak skazany na samotną
tułaczkę i ciężką walkę o przetrwanie. Szok i niedowierzanie wypełzły na jego
twarz niczym dwie bestie, głośnym rykiem obwieszczające swoją obecność.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
– Decyzja jest
ostateczna i nie podlega żadnej dyskusji! – Patriarcha najwyraźniej uznał, że
syn zamierza zaprotestować. – A teraz wracaj do swojej sypialni, i nie wychodź
stamtąd przez resztę dnia. Jutro o świcie wyjeżdżasz do Sztokholmu!</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Uważając dyskusję za
skończoną, Vilhelm odwrócił się w stronę drzwi i stukając obcasami wyszedł ze
swego gabinetu. Zrobił to w idealnym momencie – Örjan nie mógł dłużej
powstrzymać szerokiego uśmiechu, który rozjaśnił jego dziecinną jeszcze twarz.
Wprost nie mógł uwierzyć we własne szczęście! Nie tylko udało mu się uniknąć
kary, ale jeszcze został wynagrodzony przez los. Oto w końcu pojawiła się dawno
wyczekiwana przez niego chwila uwolnienia się spod surowych rządów ojca.
Jedynym powodem, dla którego nie roześmiał się w głos, była rozpaczająca matka,
która nie chciała wypuścić go ze swych ramion. Pozwolił jej na to. Przez kilka
następnych chwil trwali tak pogrążeni w skrajnych uczuciach – kobieta, której
serce rozdzierał głęboki smutek i chłopiec, mający przed sobą nowe,
nieograniczone niemalże możliwości.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
W końcu, wyczerpana
łkaniem Johanna, odsunęła syna na odległość ramienia, i poprzez mglistą zasłonę
łez rzuciła mu długie, pełne powagi spojrzenie.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
– Obiecaj mi… Obiecaj…
Że zawsze i wszędzie pozostaniesz sobą.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Nie do końca rozumiejąc
o co jej chodzi, Örjan odwzajemnił jej wzrok i potwierdził skinieniem głowy.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
– Czegokolwiek sobie
życzysz, mamo.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Johanna potrząsnęła
gwałtownie głową. Czarne pasemka zafalowały niczym targane podmuchami wichru
gałęzie.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
– Nie, synku…
Najważniejsze jest to, czego sam pragniesz. Ani ja, ani nawet ojciec nie możemy
kierować tobą wbrew twojej woli. Nikt nie może. Pamiętaj o tym.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Pochyliła się nad nim i
złożyła mu pośrodku czoła wilgotny pocałunek.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
– A teraz zrób jak
nakazał ojciec.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Oglądając się co chwila
przez ramię na matkę, Örjan ruszył w stronę wyjścia z gabinetu. Przed progiem
przystanął jeszcze na moment i rzucił kobiecie pocieszające spojrzenie.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
– Nauczę się pisać i
czytać… Obiecuję słać listy.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Zduszony odgłos mógł
być zarówno wybuchem śmiechu, jak i początkiem nowego szlochu. Nie doczekawszy
się odpowiedzi, chłopiec przebiegł pospiesznie przez korytarz i szarpnięciem
otworzył sąsiednie drzwi do swojej sypialni. Słońce za oknem sięgało już
szczytów koron rosnącego dwie mile od dworu zagajnika. Pewny, że nikt go nie
widzi, młody dziedzic zaczął skakać i pląsać po całym pokoju. Nie przejmował
się już, że widząc podobne zachowanie, ojciec z całą pewnością zganiłby go za
brak przyrodzonej szlachcicowi powagi. Już wkrótce nie będzie musiał słuchać
jego gorzkich wymówek. Będzie wolny jak ptak.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
W końcu, zmęczony
szaleństwem, rzucił się na obciągnięte narzutą łóżko i leżąc zatopił się w
myślach. Widział maszerujące kolumny wojska, kolorowe defilady, wspaniałe uczty
i zabawy dworskie… Wszystko to będzie na wyciągnięcie ręki. Dostawał
rozkosznych dreszczy na wspomnienie cudownego pałacu, który widział kilka razy
podczas wizyt w Sztokholmie… Nigdy nie było mu dane wejść do środka, a teraz
będzie mógł wreszcie powłóczyć się po przepastnych halach, pozwiedzać
legendarne już w swoim przepychu komnaty, a kto wie, być może odnajdzie
sekretne wejście do lochów? Był pewny, że tak wielki monarcha jak Karol XI,
musi mieć w swoim posiadaniu ogromny, podziemny labirynt, w którym trzyma
swoich więźniów…</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Czy tak właśnie
wyglądał los Sörena? Zaskoczony tą nagłą myślą poderwał się do pozycji
siedzącej. Nie miał pojęcia skąd nagle wzięło się owo pytanie. Być może miało
to cos wspólnego z tym, że w końcu zobaczył twarz swojego starszego brata i
przestał on być już dla niego jakąś bezkształtną zjawą, o której opowieści
nieustannie wysłuchiwał, przyoblekłszy się wreszcie w pełnokrwistego człowieka.
Czy pierworodny Leijonsköld trafił do pałacowych podziemi, gdzie wśród zapachu
zgnilizny i biegających szczurów oczekiwał na śmierć? Być może Karol XI okazał
mu choć odrobinę łaski i oszczędził tak okrutnego losu? Ojciec nigdy nie wdawał
się w podobne szczegóły.</div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
Przeklinał jedynie
nieszczęsny dzień, w którym Sören wybrał się na swoje ostatnie polowanie,
rzucał gromy na nieostrożnego kuzyna królewskiego, który, nie bacząc na
niebezpieczeństwo, błąkał się po lesie bez żadnej eskorty czy choćby rogu
myśliwskiego… Po raz pierwszy w swoim życiu Örjan poczuł jak ogarnia go smutek
spowodowany śmiercią brata. Nie potrafił jednak nienawidzić monarchy za
skazanie go na ścięcie. Zanim zdążył bardziej zagłębić się w ponure rozważania,
poczuł jak ogarnia go senność. Surowo nakazawszy sobie jedynie krótką drzemkę,
zamknął oczy. Obudziło go głośnie pianie koguta. Przetarł pięściami klejące się
od resztek snu powieki i wyjrzał przez okno. Dniało.</div>
<br />
<div class="MsoNormalCxSpMiddle">
<div style="text-align: center;">
<b><i>Zapraszamy do lektury pierwszego rozdziału:) </i></b></div>
<div style="text-align: left;">
<b><i>Zakładka <a href="http://leve-carolus.blogspot.com/p/lekcja-historii.html">"Lekcja historii"</a> również została zaktualizowana, chętnych zapraszamy do kliknięcia i poznania niektórych faktów/obejrzenia obrazków :) Gdyby ktoś chciał się dowiedzieć czegoś więcej o czymkolwiek co zostało/zostanie poruszone w opowiadaniu - pisać, zrobi się odpowiednią notkę ^^</i></b></div>
</div>
</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/01742925837418551108noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-1129959875136653469.post-19684264196049990182014-08-28T14:06:00.003+02:002014-08-28T22:59:23.964+02:00PROLOG<div class="MsoNormalCxSpFirst">
<i>17 czerwca, A.D. 1682, Dwudziesty
drugi rok panowania Karla XI Wittelsbacha, Z Bożej łaski króla Szwecji, Gotów i
Wenedów, wielkiego księcia Finlandii, księcia Skanii, Estonii, Inflant,
Karelii, Bremy, Verden, Szczecina, Pomorza, Kaszubów i Wenedów, księcia Rugii,
pana Ingrii, Wismaru, hrabiego-palatyna Renu, księcia Bawarii, Jülich, Kleve i
Bergu.<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><b>Od wielu już dni po sztokholmskim pałacu krążyły
niespokojne szepty donoszące o pogarszającej się kondycji najjaśniejszej
małżonki królewskiej Ulryki Eleonory. Z jej sypialni, której nie opuszczała za
namową nadwornego medyka, niczym sznury kupieckich galer wypływały nieprzerwane
potoki służących. Sam monarcha wydał ordynans, by dbać o wszelkie wygody Jaśnie
Pani, opieszałym pokojowym grożąc katowskim pieńkiem i obiecując złote talary
tym, które sumiennie wypełniać będą jego przykazania. Władca rozesłał po całej
ziemi szwedzkiej gońców, aby ci sprowadzili, dobrowolnie lub siłą, najlepszych
doktorów, chcąc zyskać pewność, że wszystko potoczy się bez nieprzewidzianych curiosów.<o:p></o:p></b></span></div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><b>Przy wszystkich ziemskich przygotowaniach do
powitania na świecie pierwszego męskiego potomka, Carolus nie zaniechał i spraw
duchowych, mając baczenie, iż Opatrzność Boża czuwa nad tymi, którzy oddają się
pod Jej skrzydła. Setki wotywnych świec odlanych z najprzedniejszego pszczelego
wosku płonęły nieustannie w pałacowej kaplicy, a ministrowie wznosili pośród
oparów kadzielnego dymu błagalne modły. Nawet prosty lud czy też chcący wkupić
się w łaski panującego, czy też ze szczerej miłości do rodziny królewskiej,
wypełniał kościoły chóralnymi śpiewami. Cała Szwecja, od samego władcy po
obdartego pastuszka, wydawała się wstrzymywać oddech w oczekiwaniu.<o:p></o:p></b></span></div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><b>W noc poprzedzającą rozwiązanie, rozpętała się
nawałnica, o której przez kolejne lata, mieszczaństwo opowiadało z trwogą w
oczach. Szeptano o zerwanych dachach, wezbranych potokach
spływających w dół ulic i ludziach ugodzonych przez gromy. Niektóre legendy
opowiadają o czarnopiórych orłach, których ciała odnajdywano poroztrzaskiwane,
mających jakoby być proroctwem nadchodzących wydarzeń. Zabobonne masy już
wówczas szeptały o wojnach i wielkim przelewie krwi, pod których znakiem miało
upłynąć panowanie nowo narodzonego dziedzica korony.<o:p></o:p></b></span></div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><b> Nie
zdążył jeszcze Miłościwy Pan zakończyć pacierzy na jutrznię, gdy po pałacu
gruchnęła wieść – „Królowa w połogu!”. Kto żyw, przebywał w pałacu <i>Kungliga slottet</i> zerwał się na
nogi i co tchu popędził pod drzwi komnaty, zza których już dochodziły boleści
Jaśnie Pani. Bez zwłoki posłano po medyka, ale, jak dowiodły późniejsze lata,
królewski potomek nie miał w zwyczaju czekać na pomoc i własnymi siłami począł
swój pierwszy w życiu bój, którego stawką był oddech.<o:p></o:p></b></span></div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><b>Wicher uderzał w okna sypialni z siłą, od której
drżały w nich szyby, a jego świst niósł w sobie echo
przelatujących kul. Odległe gromy, niczym salwa armatnia obwieszczały całemu
światu, że oto za chwile stanie on przed obliczem tego, który zatrzęsie nim w
posadach. Rozbłyski upiornego światła błyskawic nadawały twarzom zgromadzonych w
komnacie trupiej bladości. Jakoby dopełniając całości proroczych okoliczności,
nad wszystkim unosił się ciężki zapach krwi.<o:p></o:p></b></span></div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><b>Mijały godziny. W końcu rozległy się pierwsze
poranne piania, ledwo słyszalne ponad rykiem szalejącego żywiołu. Monarcha,
którego medyk wyrzucił był niemal siłą z komnaty królowej, krążył pod drzwiami
niczym lew czyhający na swoją ofiarę, na przemian bluźniąc i modląc się o Bożą
opiekę. Nie było tajemnicą, że Carolus, pozbawiony jak dotąd następcy, wiązał z
błogosławionym stanem małżonki wielkie nadzieje i plany. Spędził fortunę na
wszelakiego rodzaju dekokty i cudowne ambrozje, mające uchronić rosnące w łonie
Ulryki Eleonory dziecię, fundował nowe kaplice i kościoły, wszystko po to, by w
końcu doczekać upragnionego pierworodnego.<o:p></o:p></b></span></div>
<div class="MsoNormalCxSpMiddle" style="text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Times, Times New Roman, serif;"><b>Kwadrans przed szóstą dębowe skrzydło drzwi do komnaty
uchyliło się, ukazując bladego z wycieńczenia medyka, który oznajmił
Najjaśniejszemu Panu radosną nowinę. Królowa powiła zdrowego syna. Dziecię
przyszło na świat z krwią ściekającą z drobnych piąstek, a na jego pierwsze
kwilenie obecna przy nim służba padła natychmiast na kolana. Spadkobierca Lwa
Północy zagłuszył swoim krzykiem niebiańską kanonadę. Rozesłano umyślnych po
całym Sztokholmie. O siódmej zabiły wszystkie dzwony w mieście, oznajmiając
sennej jeszcze stolicy, a wraz z nią całej Szwecji narodziny jej przyszłego
monarchy. Leve Carolus Rex.</b></span><span style="font-family: Elegant pl, sans-serif;"><o:p></o:p></span></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/01742925837418551108noreply@blogger.com20